Maniak ocenia #24: "Dexter" sezon ósmy

MANIAK WE WSTĘPIE


Ostatni sezon "Dextera"
dobiegł końca w zeszłą niedzielę
Ponad pięć lat temu, we wrześniu 2008 roku, pojechałem do Gdańska, skąd później udałem się do Gdyni na spotkanie fanów mojego ulubionego zespołu muzycznego, Vanilla Ninja. Udało mi się wtedy zdobyć kilka płyt niedostępnych w Polsce, ale to nie dlatego pamiętam ten wyjazd. Zatrzymałem się u cioci (niewiele ode mnie starszej, dlatego zawsze mówiłem jej po imieniu), która poleciła mi pewien serial i pożyczyła dwa pierwsze sezony.
Zanim włożyłem pierwszą płytę do odtwarzacza, minęło kilka tygodni. Wreszcie usiadłem wygodnie, zgasiłem światło, by spotęgować atmosferę i... nie odchodziłem od ekranu, póki nie obejrzałem wszystkiego. Kiedy skończyłem seans, zdążył się już ukazać cały sezon trzeci (zdecydowanie najsłabszy), a następne oglądałem już na bieżąco.
Tym serialem był "Dexter".
Przez siedem, nie zawsze równych poziomem sezonów, śledziłem, jak najsympatyczniejszy seryjny morderca robi swoje i inteligentnie unika wymiaru sprawiedliwości. Nadszedł wreszcie sezon ósmy, ostatni w historii "Dextera".

MANIAK O SCENARIUSZU


Początkowo główny wątek
skupiał się na postaci
dr Evelyn Vogel
Sezon ósmy miał bardzo duży potencjał. Niekoniecznie oczekiwałem historii, w której główny bohater będzie toczył coraz bardziej skomplikowaną grę w kotka i myszkę z organami ściągania (a zdaje się, że sporo fanów tego chciało), dlatego pierwsze odcinki bardzo miło mnie zaskoczyły. Główny wątek skupiony był wokół tajemniczej dr Vogel (w tej roli znakomita Charlotte Rampling), neuropsychiatry, która, jak się później okazało, pomogła ukształtować Dextera i wraz z Harrym stworzyła kodeks. Takie spojrzenie na głównego bohatera miało sens, bo stawiało go nowym świetle.
Bardzo dobrze rozegrano też wątek Debry. Działania z końcówki sezonu siódmego mocno odbiły się na jej psychice, pozostawiając głęboką ranę. Początkowo pokazano to wiarygodnie i ciekawie.
Niestety, po kilku pierwszych odcinkach, nagle skreślono to, co w nich budowano. Debra magicznie poradziła sobie z traumą; Vogel przestała fascynować, a coraz bardziej irytować; a z możliwości przyjrzenia się wczesnym etapom kształtowania Dextera szybko zrezygnowano. Natychmiast wprowadzono kolejne wątki: zaserwowano krótką powtórkę z sezonu trzeciego, która wypadła jeszcze gorzej niż wtedy; następnie wzorowano się nieco na sezonie czwartym - również z kiepskim skutkiem.
Namnożyło się
wątków obyczajowych
Trochę namnożyło się wątków obyczajowych. Te z nich, które zamykały historie postaci pobocznych, takich jak np. Masuka, wypadły przyzwoicie, niektóre jednak nudziły. Daleki jestem od stwierdzenia, że w "Dexterze" liczyła się zawsze akcja, zresztą jestem takim dziwnym stworzeniem, że dziesięć razy bardziej wolę oglądać sceny, w których bohaterowie się rozwijają i dojrzewają, niż sceny, w których walczą, uciekają czy tym podobne. Dlatego nie, nie powiem, że mogłoby być więcej akcji. Powiem za to, że wątki obyczajowe można było napisać lepiej i mniej nużąco.
Największym grzechem scenariuszy do odcinków sezonu ósmego nie jest jednak powielanie schematów z poprzedniego sezonu czy okazjonalna nuda. Są nim rażące uproszczenia i zaniedbania, służące tylko po to, by popchnąć fabułę do przodu. Rozumiem doskonale, że takie są czasami potrzebne, by zwyczajnie widza nie zanudzić. Tutaj jednak przesadzono w drugą stronę, jakby twórcy zupełnie nie wierzyli w inteligencję widzów.
Nie jest oczywiście tak, że poza pierwszymi odcinkami nie dało się znaleźć żadnych pozytywnych aspektów scenariuszy.
Ostatni odcinek naprawia
złe wrażenie
Przez cały czas próbowano znaleźć odpowiedź na pytania o prawdziwą naturę Dextera i o to, czy ma szansę na zmianę. Od samego początku sugerowano, że to nie jest zwyczajny psychopata i gdzieś głęboko tkwi w nim coś więcej. Być może takie przedstawienie bohatera nie jest szczególnie wiarygodne od strony psychologicznej, ale śledzenie dążenia Dextera do normalności sprawiło mi w sezonie ósmym chyba największą przyjemność, choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to coś, na co czekali fani.
I wreszcie ostatni odcinek całego serialu. Budzi on wiele kontrowersji, a opinie na jego temat są mocno podzielone. Każdy zgodzi się natomiast z jednym stwierdzeniem - to był odcinek inny niż dotychczasowe i mocno wyróżniał się na tle kolejnych części sezonu ósmego. Mnie bardzo się spodobał i poprawił nieco moje mniemanie o ostatniej serii produkcji. Był pełen emocji, ciekawych zwrotów akcji, a ostatnie sceny, które chyba najbardziej podzieliły fanów produkcji, wydały mi się sensowne i pokazały, że Dexter umie wyciągać wnioski ze swoich działań. Wybrał dla siebie los trudny i ciężki, unikając jednocześnie najłatwiejszej i najbardziej oczywistej decyzji.

MANIAK O REŻYSERII


Reżysersko bywało różnie
Pisałem już przy okazji jednej filmowej recenzji, że ciężko jest oceniać pracę reżysera jako taką, bo praktycznie nie da się jej oddzielić od pracy innych - tych, którymi kierował. W przypadku całego serialowego sezonu taka ocena nastręcza dodatkowych trudności, ponieważ za każdy odcinek odpowiadał ktoś inny.
Świetnie sprawdził się Keith Gordon ("Dochodzenie"), reżyser odcinka pierwszego, jednego z najlepszych w tym sezonie. Bardzo dobrze operował napięciem, dramatyzmem i znakomicie pokierował całą ekipą. Dobry był również Michael C. Hall (czyli serialowy Dexter), odpowiadający za odcinek drugi, w którym poznajemy sekret dr Vogel. Znakomitą pracę przy finałowym odcinku wykonał Steve Shill ("Rodzina Soprano", "Dynastia Tudorów"), wyciskając ze scenariusza jak najwięcej się dało i nadając dość oryginalny ton całości. Reszta reżyserów, pracująca przy "Dexterze" spisała się albo poprawnie (Ernest Dickerson, Stefan Schwartz), albo kiepsko (Romeo Tirone, John Dahl, Alik Sakharov, Holly Dale).

MANIAK O AKTORACH


Michael C. Hall kontynuuje
dotychczasową pracę
Aktorów w większości należy pochwalić. Mimo kiepskich scenariuszy dużej części odcinków, dawali z siebie wszystko.
Michael C. Hall jako Dexter kontynuował, to co robił do tej pory. W zadziwiająco dobry sposób udało mu się zbudować postać seryjnego mordercy tak, żeby jednocześnie wypadała wiarygodnie i dała się lubić. Świetnie uwidocznił fakt, że Dexter to człowiek, który w relacjach z większą liczbą ludzi udaje wszelkie odruchy czy reakcje. Widać to na ekranie i jak najbardziej da się to kupić. Prawdziwy popis umiejętności Hall dał jednak w ostatnim odcinku. Poszedł w nim na całość. Nadal widzę przed sobą wiele scen z jego udziałem.
Carpenter
daje prawdziwy popis
Znakomita była również Jennifer Carpenter (Debra), zwłaszcza w pierwszych odcinkach. Tam pokazała Debrę na dnie, całkowicie stoczoną i przeżywającą traumę. Oglądanie aktorki na ekranie było prawdziwą przyjemnością. W dalszej części serii Carpenter wróciła do tego, co robiła w poprzednich sezonach, by wreszcie w ostatnim odcinku prawdziwie wzruszyć widza. Już pojawiły się głosy, że zasługuje na Emmy. Tak daleko może bym się nie posunął w swej opinii, ale rzeczywiście, jej występ robi ogromne wrażenie.
Nie sposób nie napisać także o dr Evelyn Vogel, granej przez Charlotte Rampling (znanej przez niektórych z "Werdyktu" czy "Basenu"). Aktorka stworzyła bardzo dobrą kreację nieco stukniętej neurospychiatry i hipnotyzowała za każdym razem, gdy pojawiła się na ekranie, nawet w tych mniej ciekawych scenach.
Pięknej Yvonne Strahovsky
zabrakło pazura
Zawiodłem się na Yvonne Strahovsky, jako Hannah McKay. W siódmym sezonie "Dextera" bardzo mi się podobała, ale w ósmym zabrakło jej pazura; zabrakło tego czegoś, co sprawiało, że przyciągała uwagę widza. Bardzo często ginęła w tle i tylko w nielicznych scenach prawdziwie się wybijała (a kiedy to już nastąpiło, to patrzyło się na nią z prawdziwą przyjemnością). To jednak także wina scenariusza, bo Yvonne starała się jak mogła.
Pozytywne wrażenie zrobił na mnie Darri Ingolfsson jako Oliver Saxon. Dzięki roli aktor mógł pokazać prawdziwą gamę możliwości, co zrobił i mało tego - był niezwykle wiarygodny.
Stała obsada czyli David Zayas (Angel Batista), Aimee Garcia (Jamie Batista), C. S. Lee (Vince Masuka), Desmond Harrington (Joey Quinn) i James Remar (Harry Morgan) wypadła standardowo. Żadne z nich za bardzo się nie wybiło, ale też nie zagrało okropnie, kreując takie postaci, jakie od zawsze lubiłem. Poprawny występ zaliczył także dziecięcy aktor, Jadon Wells, wcielający się w Harrisona.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Efekty komputerowe
w ostatnim odcinku
nie były najwyższej jakości
Walory techniczne "Dextera" zawsze stały na bardzo wysokim poziomie: zdjęcia wyglądały bardzo profesjonalnie, w montażu można było zauważyć co najwyżej mało rażące błędy, muzyka fantastycznie budowała klimat, a efekty specjalne raczej nie kłuły w oczy. Ten poziom udało się utrzymać także w sezonie ósmym, choć nie zawsze.
Szczególnie odstawał finałowy odcinek, w którym doświadczymy więcej efektów komputerowych. Niestety, jak to zazwyczaj w telewizji bywa, nie były to efekty powalające i choć nie było tak źle jak w polskim "Wiedźminie" (ten smok straszy mnie do dzisiaj), to zamiast opadu szczęki, wygenerowany komputerowo huragan budził raczej uśmiech politowania. Oczywiście rozumiem, że jest to serial telewizyjny, który nie dysponuje niebotycznie dużym budżetem, ale mimo wszystko pewne rzeczy dało się zrobić lepiej. Poza tym, to tylko małe zażalenia, bo biorąc pod uwagę całość, to technicznie stała ona na wysokim poziomie.

MANIAK OCENIA


Ocena ósmego sezonu "Dextera" sprawia mi niemały problem i to pomimo to, że w mojej blogowej skali są tylko trzy oceny. Gdzieś tam głęboko chciałbym mu postawić DOBRY, ale to raczej z sentymentów. Kilka odcinków mocno mnie wkurzyło, dlatego jakaś część mnie chciałaby też wystawić KIEPSKI. Ale wtedy nie byłoby to sprawiedliwe. Pozostaje mi zatem pogodzić te dwa, targające mną uczucia (rany, jak to dramatycznie zabrzmiało) i podjąć taki wybór: całość sezonu ósmego dostaje mocny:

ŚREDNI

Komentarze