Maniak marudzi #7: Przecież te książki to kanon!

MANIAK W ROZPOCZĘCIU


Kanon czy nie kanon?
Jestem maniakiem kanoniczności. Nigdy nie przepadałem za książkami, które niby dzieją się w tym samym uniwersum, co pierwowzór, ale później jednak okazuje się, że mu przeczą; grami komputerowymi, które niby mają pokazać pierwowzór z innego punktu widzenia, ale później i tak są lekceważone czy radosną twórczością fanów czyli tzw. fan fiction. Z prostego powodu - nie chcę zaprzątać sobie głowy tym, co i tak nie ma żadnego wpływu na oryginalną wizję fikcyjnego świata, którym się interesuję. Kieruję się prostą zasadą: "Jeśli twórcy pierwowzoru nie uznają czegoś za kanon, ja również nie".
Nie oznacza to oczywiście, że nie zdarza mi się sięgać po niekanoniczne produkty - po prostu traktuję je wtedy mniej poważnie, jako alternatywną historię, którą można zapomnieć, bo i tak nie ma większego znaczenia.

MANIAK MARUDZI


"No żeby aż stronę na FB zakładać?"
- powiedział ten, co poświęcił
problemowi całą notkę
Lubię jasno określone reguły gry. Przykładowo, Joss Whedon wyraźnie określił, co należy uznawać za kanon w obrębie stworzonego przez siebie Buffyverse (seriale i ich komiksowe kontynuacje oraz kilka pojedynczych tytułów, pisanych przez niego), a co nie (większość komiksów, dziejących się równolegle do seriali; książki, gry). Dzięki tak sformułowanym zasadom wiem, czym się przejmować, a co traktować luźniej lub czego w ogóle nie tykać.
Nie wszędzie jednak reguły są tak jasno sformułowane. I tu zaczynamy wkraczać na główny temat notki - kanon "Gwiezdnych Wojen".
Od czasu kiedy ogłoszono, że zostaną wyprodukowane nowe epizody serii, w Internecie trwa burza dyskusji.
Czy potraktują książki poważnie? 
A co z komiksami? 
Nie mogą zlekceważyć Expanded Universe, fani ich za to zjedzą. 
Przecież to wszystko jest kanoniczne!
Ilekroć widzę podobne komentarze, nie mogę powstrzymać się od uśmiechu, bo wiem, jak działa kanoniczność w świecie "Gwiezdnych Wojen". Nijak.
Już sam podział kanonu "Gwiezdnych Wojen" budzi pewne wątpliwości. Dzieli się on bowiem na pięć poziomów:
  • Kanon G - czyli ten o najwyższym stopniu. W jego skład wchodzą: filmy (przy czym brane pod uwagę są zawsze najnowsze wersje), scenariusze, powieściowe adaptacje filmów, audycje radiowe i ewentualne oświadczenia George'a Lucasa. Jeśli pojawi się jakaś sprzeczność, to zawsze rozwiązanie z Kanonu G jest tym o najwyższej kanoniczności.
  • Kanon T - czyli kanon telewizyjny. W jego skład wchodzi serial "Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów" i prawdopodobnie nadchodzący "Rebels".
  • Kanon C - czyli książki, komiksy i gry ze świata "Gwiezdnych Wojen".
  • Kanon S - tzw. kanon drugorzędny (ang. secondary, stąd "S"). Należą do niego takie twory, których tylko pewne elementy historii, niesprzeczne z tymi o wyższym statusie, są uznawane za kanoniczne, a reszta już nie.
  • Kanon N - czyli wszystko, co kanoniczne nie jest. W skład tego ostatniego wchodzą np. historie typu "co by było gdyby?", crossovery itp.
Ojciec "Gwiezdnych Wojen"
i tak wie swoje
Od razu narzuca się pytanie - czy taki system klasyfikacji nie jest nieco przekombinowany? Ja czytam z niego jedną wiadomość: "Prawdziwy kanon to G, resztę można zlekceważyć". Bo przecież kanon musi być jednolity, nie może sobie zaprzeczać, a przykładowo jeśli coś, co należy do C, a przeczy choćby w najmniejszym stopniu G, to oczywiste jest dla mnie, że nie dzieje się w głównym uniwersum, a w alternatywnym. I nie ma, że częściowo (to trochę jak z zachodzeniem w ciążę), tylko całkowicie. Kropka. Podobnego zdania zdaje się być George Lucas, który w wywiadzie z magazynem "Cinescape" mówi:
Istnieją dwa światy. Jest mój świat, czyli filmy. Stworzono też drugi świat, który określam mianem równoległego uniwersum - to świat licencjonowanych książek, gier i komiksów. Nie wkraczają one do mojego świata, w określonym okresie, ale wkraczają pomiędzy filmy. Nie angażuję się zbytnio w to równoległe uniwersum.
Jeszcze bardziej dosadny jest w wywiadzie z magazynem "Starlog":
Nie czytam tego. Nie przeczytałem żadnej książki. Nic nie wiem o tym świecie. To świat zupełnie różny od mojego. Staram się jednak, by utrzymywać jego ciągłość. Umożliwia mi to "Encyklopedia Gwiezdnych Wojen". Jeśli do głowy przyjdzie mi jakaś nazwa itp. szukam jej i patrzę, czy już jej nie użyto. Kiedy pozwoliłem innym ludziom na opowiadanie swych własnych historii w świecie "Gwiezdnych Wojen", postanowiliśmy, że, podobnie jak w przypadku "Star Treka", będziemy mieć dwa uniwersa: moje i to drugie.
Słowa twórcy danej historii są dla mnie świętością. Jeśli więc sam Lucas mówi, że poza filmami, resztę można traktować jako równoległe uniwersum, to nie mam już żadnych wątpliwości, że tak należy robić.
I tu wracam do tych krzyczących w Internecie fan(atyk)ów. Rozumiem, że uwielbiają świat "Gwiezdnych Wojen", że pochłaniają nie tylko filmy, ale też inne produkty z nimi związane i czują się do nich przywiązani. Ale to nie znaczy, że należy ich tak kurczowo bronić - to nie jest kanon z prawdziwego zdarzenia.
Ufam Lucasowi i ludziom, którym powierzył kolejne epizody "Gwiezdnych Wojen". Nie chciałbym, żeby to, co stworzono w książkach, ograniczało twórców nowych filmów. Jasne, są świetne książki, których akcja osadzona jest po "Powrocie Jedi" i pewnie znakomicie nadawałyby się do zekranizowania. Tyle, że jakoś taka opcja zupełnie do mnie nie przemawia.

MANIAK NA KONIEC


Zdaję sobie sprawę, że ze swoją opinią jestem raczej w mniejszości i pewnie nie uda mi się przekonać zagorzałych fanów tzw. rozszerzonego uniwersum "Gwiezdnych Wojen". I wcale nie zamierzam, a raczej liczę na ciekawą dyskusję. A żebym miał na swą korzyść więcej argumentów, posłużę się jeszcze jednym cytatem Lucasa:
Kiedy Vader umiera, nie powraca do życia, Imperator nie zostaje sklonowany, a Luke się nie żeni...

Komentarze

  1. Nie znam Gwiezdnych Wojen, ale sam temat kanoniczności mnie zaintrygował. Ja osobiście mam inne zdanie - to co kanoniczne jest kanoniczne, ale gdy powstaje coś innego, to już moja decyzja czy to uznaję czy nie. Zależy, jak się spodoba. A fan fiction uwielbiam czytać, pisać także jest fajnie (taa, zwłaszcza jak się orientujesz, że dwudziestostronicowe opowiadanie będzie miało trzy razy tyle...), bo też nie zawsze wszystko jest powiedziane, albo po prostu można pofantazjować. Gdybym tak nie lubiła twórczości fanów i wszelkich kontynuacji, przekonałbyś mnie tym artykułem.

    OdpowiedzUsuń
  2. I takie podejście do kanoniczności też jest ciekawe - nie mówię oczywiście, że moje jest jedynym słusznym. ja po prostu lubię, gdy świat który poznaję jest tworzony zgodnie z wizją jego twórcy (choć w wypadku komiksów superbohaterskich to już zupełnie inna bajka). Co do fan-ficów - to jest na pewno bogaty i różnorodny świat, tylko z kolei ja jestem tak nudny, że fantazjować nie lubię :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.