Maniak marudzi #17: Filmy na podstawie komiksów DC i Marvela

MA­NIAK TY­TU­ŁEM WSTĘPU


„DC jest moc­no w tyle i jest ska­za­ne na po­raż­kę.”
„Fil­my na pod­sta­wie ko­mik­sów DC są tak po­waż­ne, że nie da się ich oglą­dać. Po­win­ni brać przy­kład z Ma­rve­la.”
„Ma­rvel robi film, w któ­rym jed­nym z głów­nych bo­ha­te­rów jest szop pracz z ka­ra­bi­nem ma­szy­no­wym, a DC nie umie po­dejść do Won­der Wo­man.”
„DC po­win­no zro­bić spój­ne uni­wer­sum, jak Ma­rvel.”
„DC cią­gle nie mo­że się zde­cy­do­wać i ca­ły czas zmie­nia pla­ny.”
„DC robi cią­gle fil­my o Bat­ma­nie, zu­peł­nie nie wy­ko­rzy­stu­jąc in­nych bo­ha­te­rów z ko­mik­sów.”
„Kon­ty­nu­acja «Czło­wie­ka ze sta­li» bę­dzie prze­ła­do­wa­na po­sta­cia­mi.”
Ile­kroć na­po­ty­kam ta­kie ogól­ni­ki i opi­nie, wy­krzy­ki­wa­ne przez fa­nów na róż­no­ra­kich fo­rach, fa­ce­bo­okach, twit­te­rach i in­nych, za­sta­na­wiam się dla­cze­go ich wy­po­wie­dzi, opar­te w więk­szo­ści na plot­kach i nie­do­mó­wie­niach, nie po­par­te fak­ta­mi i wy­ni­ka­ją­ce z nie­zo­rien­to­wa­nia w te­ma­cie, ma­ją tak wiel­ką si­łę prze­bi­cia. Bo wi­dzi­cie, to wszyst­ko nie jest tak.

MA­NIAK ROZ­WI­JA MY­ŚL


Za­cznij­my od pod­staw. Mó­wi się, że Ma­rvel strze­la te­raz fil­my, któ­re od­no­szą suk­ces za suk­ce­sem, na­to­miast DC zu­peł­nie so­bie nie ra­dzi. Gu­zik praw­da. Ustal­my naj­pierw pe­wien grunt.
Przede wszyst­kim nie ma cze­goś ta­kie­go jak „fil­my DC” czy „fil­my Ma­rve­la” sen­su stric­te (traf­niej­sze by­ło­by uży­cie for­my: „fil­my na pod­sta­wie ko­mik­sów…”), co dla osób sie­dzą­cych w te­ma­cie po­win­no być oczy­wi­sto­ścią. Mamy za­tem War­ner Bros, któ­re robi fil­my na pod­sta­wie więk­szo­ści ko­mik­sów DC; mamy, na­le­żą­ce do Di­sneya i ma­ją­ce pra­wa do Aven­ge­rów oraz zwią­za­nych z nimi po­sta­ci, Ma­rvel Stu­dios (czy­li stu­dio, któ­re od­no­si naj­więk­sze suk­ce­sy); mamy 20th Cen­tu­ry Fox z pra­wa­mi do se­rii „X-Men” oraz po­sta­ci z „Fan­ta­stycz­nej Czwór­ki” i mamy wresz­cie Co­lum­bię, któ­ra po­sia­da pra­wa do Spi­de­r-Ma­na.
Każ­da z tych wy­twór­ni ma na swo­im kon­cie za­rów­no try­um­fy, jak i wpad­ki, przy czym w wy­pad­ku Ma­rvel Stu­dios ra­czej nie moż­na mó­wić o wpad­kach spek­ta­ku­lar­nych (co nie ozna­cza, że wszyst­kie ich fil­my są cu­dow­ne, acz to tyl­ko moja opi­nia).
Na pew­no moż­na po­wie­dzieć, że naj­po­myśl­niej wie­dzie się obec­nie wła­śnie Ma­rvel Stu­dios. To jest nie­za­prze­czal­ny fakt i ni­jak nie da się mu za­prze­czyć. Ale czy War­ner Bros so­bie zu­peł­nie nie ra­dzi? Prze­ciw­nie.
W ca­łej hi­sto­rii fil­mów na pod­sta­wie ko­mik­sów DC moż­na wy­róż­nić wie­le bar­dzo uda­nych fil­mów i po­wsta­ją one do dziś — po­cząw­szy od „Su­per­ma­nów” Don­ne­ra, przez „Bat­ma­ny” Bur­to­na po „Bat­ma­ny” No­la­na i nie za­po­mi­naj­my o nich, pro­duk­cje ani­mo­wa­ne. Ca­łe pa­smo suk­ce­sów od lat sie­dem­dzie­sią­tych (a trze­ba za­zna­czyć, że fil­my na pod­sta­wie DC, przy­go­to­wy­wa­ne przez inne wy­twór­nie, niż War­ner Bros, od­no­si­ły też du­że suk­ce­sy wcze­śniej). Ma­rvel Stu­dios swo­je fil­my robi od 2008 roku, na­to­miast bio­rąc pod u­wa­gę ogól­nie ob­ra­zy na pod­sta­wie ko­mik­sów Ma­rve­la, to pierw­szą uda­ną pro­duk­cją ki­no­wą (nie li­cząc po­je­dyn­czych suk­ce­sów ki­no­we­go se­ria­lu „Ka­pi­tan Ame­ry­ka” z 1944 roku) był „Bla­de” z roku 1998 — dwa­dzie­ścia lat po „Su­per­ma­nie” Don­ne­ra. Do­pie­ro on otwo­rzył dro­gę se­rii „X-Men”, „Spi­de­r-Ma­nom” Ra­imie­go czy wresz­cie fil­mom od Ma­rvel Stu­dios.
Wie­le osób wy­snu­wa opi­nię, że fil­my, któ­re po­wsta­ją na po­sta­wie ko­mik­sów DC, po­win­ny być, wzo­rem Ma­rvel Stu­dios, luź­niej­sze, mniej po­waż­ne i ko­lo­ro­we. Umów­my się — nie ist­nie­je tyl­ko jed­na wła­ści­wa dro­ga w przy­pad­ku ad­ap­to­wa­nia ko­mik­sów. Ba­wią­ce się ma­te­ria­łem, nie­co au­to­iro­nicz­ne „A­ven­gers” uwiel­biam, ale bar­dzo lu­bię też pró­by do­sto­so­wa­nia da­nych po­sta­ci do współ­cze­snej rze­czy­wi­sto­ści — jak w „Bat­ma­nach” No­la­na czy „Czło­wie­ku ze sta­li” Sny­de­ra. Ma­rvel Stu­dios ma swo­je, a War­ner Bros swo­je po­dej­ście. I bar­dzo do­brze, bo w ten spo­sób do­sta­je­my od każ­dej wy­twór­ni fil­my, któ­re się od sie­bie róż­nią; fil­my, w któ­rych nie ko­piu­je się roz­wią­zań prze­ciw­ni­ka. Poza tym, nie oszu­kuj­my się — luź­na, nie­co ko­me­dio­wa kon­wen­cja w przy­pad­ku DC wy­jąt­ko­wo się nie spraw­dza — by wspo­mnieć choć­by „Bat­ma­ny” Schu­ma­che­ra czy „Zie­lo­ną La­tar­nię” A zresz­tą spójrz­my na ko­mik­sy — daw­niej kró­lo­wał w nich uro­czy kicz, dziś hi­sto­rie w więk­szo­ści są od­waż­niej­sze i bar­dziej po­waż­ne — dla­cze­go ta­kie nie ma­ją być też nie­któ­re fil­my?
Jed­ną z bar­dzo czę­stych wy­po­wie­dzi, któ­re z fak­ta­mi ma­ło ma­ją wspól­ne­go jest: „War­ner Bros dą­ży do jak naj­szyb­sze­go zre­ali­zo­wa­nia fil­mu z udzia­łem Ligi Spra­wie­dli­wo­ści tyl­ko dla­te­go, że Ma­rvel od­niósł wiel­ki suk­ces z «A­ven­ge­ra­mi­»”. Przede wszyst­kim, wca­le nie wie­my, ja­kie do­kład­nie ma pla­ny War­ner Bros. Być mo­że „Li­ga Spra­wie­dli­wo­ści” po­wsta­nie, ale kie­dy do­kład­nie i na ja­kich za­sa­dach? Nie jest też tak, że nie by­ło do ta­kie­go fil­mu przy­mia­rek wcze­śniej i to za­nim Ma­rvel Stu­dios wy­pro­du­ko­wa­ło pierw­sze­go „I­ron Mana”. „Ju­sti­ce Le­ague: Mor­tal”, bo tak był ob­raz za­ty­tu­ło­wa­ny, zo­stał jed­nak ofia­rą straj­ku sce­na­rzy­stów na prze­ło­mie 2007 i 2008 roku i z po­pio­łów już nie­ste­ty nie po­wstał. Jed­nak, co war­to za­zna­czyć, ak­tor­ska Liga Spra­wie­dli­wo­ści kil­ka­krot­nie po­ja­wi­ła się wcze­śniej na ekra­nach te­le­wi­zo­rów.
Spo­ro na­rze­ka się na prze­syt Bat­ma­nem. Zgo­dzę się — po­sta­ci tej jest bar­dzo du­żo, ale z dru­giej stro­ny, trud­no, że­by by­ło ina­czej. Obok Su­per­ma­na, jest to fla­go­wa po­stać DC Co­mics, któ­rą szer­sza pu­blicz­ność zwy­czaj­nie chce oglą­dać. Pro­sty mar­ke­tin­go­wy za­bieg — prze­cięt­ne­go wi­dza do kina bar­dziej przy­cią­gnie coś, co zna i lubi, niż coś, co sta­no­wi nie­zna­ny grunt. Dla­te­go też w dzi­siej­szej po­pkul­tu­rze tyle re­ma­ke­’ów, kon­ty­nu­acji i in­nych. Ja­sne, moż­na się sprze­czać, że Ma­rvel po­sta­wił na Iron Mana, któ­ry w sze­ro­kiej świa­do­mo­ści ja­koś szcze­gól­nie nie ist­niał, i mu się opła­ci­ło. Tro­chę szczę­ścia, tro­chę stra­te­gii, du­żo ser­ca wło­żo­ne­go w film. Ale nie jest tak, że DC nie pró­bu­je. Ba, wie­le z tych prób jest uda­nych, choć­by te­le­wi­zyj­ny „Ar­row”.
Nie­raz moż­na też na­tra­fić na ma­ru­dze­nie, że w kon­ty­nu­acji „Czło­wie­ka ze sta­li” bę­dzie za du­żo su­per­bo­ha­te­rów, że po­win­no się dać tro­chę cza­su i wpro­wa­dzić ich w osob­nych fil­mach. Przede wszyst­kim ustal­my jed­no — trze­ba od­dzie­lić nie­po­twier­dzo­ne plot­ki o Fla­shach, Mar­tian Man­hun­te­rach czy in­nych Zie­lo­nych La­tar­niach od po­twier­dzo­nych w fil­mie bo­ha­te­rów. A bę­dą nimi: Su­per­man, Bat­man, Won­der Wo­man, Al­fred Pen­ny­worth i Lex Lu­thor. Po­sta­ci, któ­re są na tyle zna­ne (i tak, na­wet Won­der Wo­man, bo choć w Pol­sce mo­że nie jest szcze­gól­nie po­pu­lar­na, to w USA jest to praw­dzi­wa iko­na i sym­bol), że nie po­trze­ba w ich przy­pad­ku szcze­gó­ło­we­go tła czy ge­ne­zy. Poza tym — czy te kil­ka bo­ha­te­rów to po­wód do na­rze­kań? My­ślę, że wręcz prze­ciw­nie i bar­dzo się cie­szę, że po po­nad trzy­dzie­stu la­tach (nie li­cząc nie­uda­nej pró­by z Ad­rian­ne Pa­lic­ki) ko­lej­na ak­tor­ka wcie­li się w ro­lę Dia­ny z The­mi­sci­ry.
I wresz­cie rzecz ostat­nia — wie­lo­krot­nie sły­szy się opi­nię pt. „Ma­rvel zbu­do­wał spój­ne fil­mo­we uni­wer­sum, ta­kie też ro­bią w Fok­sie i Co­lum­bii, na­to­miast DC nic nie ma.” W po­rząd­ku, na­le­ży przy­znać, że po­mysł Ma­rvel Stu­dios o tym, by po­wią­zać ze so­bą wszyst­kie fil­my, jest po­my­słem bar­dzo do­brym. Moc­no się opła­ci­ło, a przy oka­zji uda­ło się wstrze­lić na ry­nek wte­dy, gdy kon­ku­ren­cja ro­bi­ła co in­ne­go. War­ner Bros świę­to­wa­ło suk­ces „M­rocz­ne­go Ry­ce­rza”, Fox pró­bo­wa­ło po­ukła­dać so­bie X-Me­nów po krót­kim odej­ściu Sin­ge­ra, Co­lum­bia zaś roz­my­śla­ła, co da­lej ze Spi­de­r-Ma­nem po try­lo­gii Ra­imie­go. DC, za­nim do­koń­czy­li try­lo­gię No­la­na, wy­ba­da­li jesz­cze szyb­ko ry­nek „Zie­lo­ną La­tar­nią” i szyb­ko oka­za­ło się, że do suk­ce­su pro­wa­dzi inne po­dej­ście. Dla­te­go do­pie­ro na ba­zie „Czło­wie­ka ze sta­li” bę­dą się sta­ra­li coś po­wo­li wy­bu­do­wać. Je­śli zaś cho­dzi o Foxa i Co­lum­bię — cóż, ten pierw­szy jesz­cze jako ta­kie uni­wer­sum ma, ale już chwa­le­nie dru­giej wy­twór­ni, z jed­nym no­wym Spi­de­r-Ma­nem, nad­cho­dzą­cym dru­gim i pla­na­mi, któ­re rów­nie do­brze mo­gą ulec zmia­nie, bar­dzo mnie bawi.
War­ner Bros jest tu naj­bar­dziej za­cho­waw­cze i czuj­nie ob­ser­wu­je kon­ku­ren­cję, sta­wia­jąc obec­nie przede wszyst­kim na to by ich fil­my by­ły jak naj­le­piej do­pra­co­wa­ne — patrz, nie­daw­ne prze­su­nię­cie pre­mie­ry kon­ty­nu­acji „Czło­wie­ka ze sta­li”. Pa­mię­taj­my też, że brak ogło­sze­nia pla­nów, nie ozna­cza jesz­cze tego, że w ogó­le ich nie ma. W War­ner Bros wszak za­wsze sta­wia­no na ta­jem­ni­czość.

MA­NIAK POD­SU­MO­WU­JE


Lu­bi­my krzy­czeć i na­rze­kać przed fak­tem. Lu­bi­my bro­nić cze­goś, co uwiel­bia­my i splu­wać na coś, co nie jest ta­kie, ja­kie mia­ło we­dług nas być. Lu­bi­my szy­dzić z cze­goś, co nie do koń­ca ro­zu­mie­my i w czym nie do koń­ca się orien­tu­je­my.
Być mo­że za­rzu­ci­cie mi, że bro­nię DC tyl­ko i wy­łącz­nie dla­te­go, że lu­bię ich ko­mik­sy, a do Ma­rve­la mam chłod­ny sto­su­nek. Wie­rzę jed­nak, że gdzieś tam w mo­ich sło­wach znaj­dzie­cie ta­kie ar­gu­men­ty, nad któ­ry­mi war­to się za­sta­no­wić.