MANIAK WE WSTĘPIE
I znów czas na notkę z okazji Miesiąca Whedona. Po raz kolejny skupię się na serialu „Buffy: The Vampire Slayer” (choć wiem, że twórczość Whedona nie zatrzymuje się tylko na nim) i przedstawię dziś dziesięć, moim zdaniem, najlepszych jego odcinków. Oczywiście będzie to ranking bardzo subiektywny, więc zachęcam do dyskusji w komentarzach.
Od razu ostrzegam też, że jeśli ktoś z Was „Buffy” jeszcze nie widział, to proponuję naprawienie błędu i nadrobienie tej popkulturowej zaległości (siedem sezonów serii głównej + pięć sezonów spin-offa — życzę powodzenia) ponieważ w tekście znajdzie się masa spoilerów. Jeśli więc nie chcecie, żebym Wam zepsuł zabawę, to wiecie, co trzeba zrobić.
Od razu ostrzegam też, że jeśli ktoś z Was „Buffy” jeszcze nie widział, to proponuję naprawienie błędu i nadrobienie tej popkulturowej zaległości (siedem sezonów serii głównej + pięć sezonów spin-offa — życzę powodzenia) ponieważ w tekście znajdzie się masa spoilerów. Jeśli więc nie chcecie, żebym Wam zepsuł zabawę, to wiecie, co trzeba zrobić.
MANIAK ROZWIJA MYŚL
10 „Buffy vs. Dracula”
Dracula to, obok potwora Frankensteina oraz Sherlocka Holmesa, postać literacka, która na małym i dużym ekranie pojawia się najczęściej. Filmowcy zdecydowanie lubią wampira z Transylwanii i chętnie interpretują go na własne potrzeby. Tak zrobiła też Marti Noxon w pierwszym odcinku piątego sezonu „Buffy”. I to z jakim efektem!
Pierwotny pomysł był taki, by w odcinku pojawił wampir, który pokaże mroczną stronę głównej bohaterki. Miał być „po prostu kolejnym, przykuwającym uwagę, nietuzinkowym krwiopijcą”. „Takim, jak Dracula.” — mówiła Noxon w pierwszych rozmowach z Whedonem. Ten w końcu podchwycił pomysł i zaproponował użycie postaci, będącej w końcu w domenie publicznej.
Wampiry w „Buffy” mają określone cechy, ale Noxon nie stara się Draculi z nimi zrównać. Wręcz przeciwnie — hrabia, w przeciwieństwie do innych, potrafi tu zmieniać postać i wywierać duży wpływ na kobiety (i nie tylko — co udowadnia jego wyjątkowa więź z… Xanderem). A wszystko dzięki „tanim cygańskim sztuczkom”, jak mówi o nich jeden z głównych bohaterów, Spike.
Dracula pojawił się jeszcze w świecie Buffy dwa razy — w komiksach: „Tales of the Vampires” oraz „Buffy: The Vampire Slayer. Season 8”.
Pierwotny pomysł był taki, by w odcinku pojawił wampir, który pokaże mroczną stronę głównej bohaterki. Miał być „po prostu kolejnym, przykuwającym uwagę, nietuzinkowym krwiopijcą”. „Takim, jak Dracula.” — mówiła Noxon w pierwszych rozmowach z Whedonem. Ten w końcu podchwycił pomysł i zaproponował użycie postaci, będącej w końcu w domenie publicznej.
Wampiry w „Buffy” mają określone cechy, ale Noxon nie stara się Draculi z nimi zrównać. Wręcz przeciwnie — hrabia, w przeciwieństwie do innych, potrafi tu zmieniać postać i wywierać duży wpływ na kobiety (i nie tylko — co udowadnia jego wyjątkowa więź z… Xanderem). A wszystko dzięki „tanim cygańskim sztuczkom”, jak mówi o nich jeden z głównych bohaterów, Spike.
Dracula pojawił się jeszcze w świecie Buffy dwa razy — w komiksach: „Tales of the Vampires” oraz „Buffy: The Vampire Slayer. Season 8”.
9 „Innocence”
Dwójka bohaterów zakochuje się w sobie, zbliża coraz bardziej, w końcu pieczętuje swój związek i żyje długo i szczęśliwie. Nie u Whedona.
Czternasty odcinek drugiego sezonu serialu to jeden z tych, który przyjmuje niezwykle dramatyczny obrót i mocno wpływa na relację Buffy i Angela. Po tym jak między bohaterami dochodzi do zbliżenia, Angel nagle okazuje się kimś innym. Wszystko z powodu klątwy, rzuconej kiedyś na niego przez Cyganów. Za krzywdy im wyrządzone, Angel, wtedy okrutny Angelus, miał zostać obarczony duszą i już nigdy nie zaznać spokoju. Klątwa miała przestać działać wtedy, gdy Angel przeżyje chwilę niesamowitego szczęścia.
Whedon pokazuje tym odcinkiem, że decyzji o współżyciu nie należy podejmować pochopnie i przestrzega, że czasami tylko jedna strona związku jest w niego zaangażowana, podczas gdy druga dąży jedynie do cielesnej przyjemności. Nie jest to jednak odcinek nieznośnie moralizatorski. Utrata duszy przez Angela jest też odważną, ale konieczną decyzją scenariuszową, wprowadzającą do serialu sporo świeżości.
8 „Restless”
Czwarty sezon „Buffy” nie należał do tych najbardziej udanych, choć miał swoje momenty. Jednym z nich był znakomity finał, który zamiast zamykać większą historię, stanowił raczej pewien epilog, podsumowujący to, w jaki sposób rozwinęli się poszczególni bohaterowie i zapowiadający to, co ich jeszcze będzie czekać.
Tym, co czyni „Restless” wyjątkowym na tle pozostałych odcinków, jest jego niezwykle surrealistyczny ton. Whedon osiągnął go nie tylko niezwykłym scenariuszem, opartym na koncepcie snu, ale także niebanalnymi i bardzo ciekawymi rozwiązaniami reżyserskimi, którymi złożoność owego snu podkreślił. To prawdziwa uczta dla oczu i jeden z najinteligentniejszych odcinków serialu.
7 „Chosen”
Finał całego serialu miał nie tylko bardzo duży rozmach, ale stanowił też idealnie domknięcie wszystkich wątków. Zaakcentowane są tu przede wszystkim: przyjaźń, miłość, dojrzewanie i ostateczna akceptacja siebie. Jest też niezwykle emocjonalnie i giną dwie ważne postaci (choć jedna z nich, jak się później okazuje w spin-offie, nie do końca). W końcu, Whedon przekazuje też bardzo mądrą, nieco feministyczną wiadomość o prawdziwej sile kobiet. A wszystko to ubrane oczywiście w metaforę walki z nadprzyrodzonymi siłami. Mniam.
6 „Becoming, Part II”
Whedon złamał serca fanów wielokrotnie, a „Becoming, Part II” to sztandarowy przykład jego cynizmu i złośliwości. No dobrze, troszkę przesadzam, bo to genialny odcinek.
Siła finału drugiego sezonu tkwi w niezwykłych emocjach, jakie wywołuje. W jednej chwili daje nadzieję na szczęśliwe zakończenie, by następnie brutalnie ją odebrać i zmusić bohaterkę do poświęcenia ukochanej osoby — mimo, że Angel odzyskuje duszę, to Buffy musi go zabić, by nie dopuścić do zniszczenia świata. Podczas oglądania łzy leją się strumieniami, a wszystko w rytm niezwykłego utworu muzycznego, który skutecznie buduje atmosferę.
5 „Conversations with Dead People”
Odcinek, za który odpowiada aż czterech scenarzystów. Każdy z nich oddzielnie pisał sceny z daną postacią. I tak Jane Espenson odpowiada za sceny z Dawn, Drew Goddard za sceny z trio maniaków, Joss Whedon za sceny z Buffy, a Marti Noxon za sceny z Willow.
Sam odcinek skupia się na uczuciu samotności i bezsilności, co podkreśla jego wyjątkowa struktura — żadne z głównych postaci nie wchodzą ze sobą w interakcje i same muszą sobie radzić z niebezpieczeństwem. Po raz kolejny scenarzyści grają także na emocjach, wykorzystując do tego zmarłe postaci, takie jak matka Buffy czy Tara, na którą powołuje się dziewczyna, z którą rozmawia Willow.
Sam odcinek skupia się na uczuciu samotności i bezsilności, co podkreśla jego wyjątkowa struktura — żadne z głównych postaci nie wchodzą ze sobą w interakcje i same muszą sobie radzić z niebezpieczeństwem. Po raz kolejny scenarzyści grają także na emocjach, wykorzystując do tego zmarłe postaci, takie jak matka Buffy czy Tara, na którą powołuje się dziewczyna, z którą rozmawia Willow.
To również ważny odcinek dla całego sezonu, bo to w nim ujawnia się Pierwotne Zło, czyli główny przeciwnik Buffy i spółki w kolejnych odcinkach.
4 „The Gift”
Moim zdaniem najlepszy finał sezonu „Buffy”, pierwotnie planowany jako zakończenie całego serialu. To znów odcinek niezwykle silnie oddziałujący na emocje, opowiadający o prawdziwym poświęceniu, którego dokonuje główna bohaterka (oddając swe życie nie tylko po to, by uratować świat, ale także siostrę) oraz jej przyjaciele, w tym Giles (decydując się na okrutny, lecz konieczny krok zabójstwa chłopca, w którego ciele uwięziona została Glorificus — przeciwniczka Buffy w tym sezonie).
Starcie z jednym z najsilniejszych i najciekawszych przeciwników Buffy, zostaje zakończone perfekcyjnie i w gruncie rzeczy zaskakująco. Choć trzeba przyznać, że uważni widzowie mogli domyślić się takiego finału, ponieważ pierwsze podpowiedzi, pojawiły się w wyżej wymienionym „Restless”.
Aha, i znów jest znakomity utwór muzyczny.
Starcie z jednym z najsilniejszych i najciekawszych przeciwników Buffy, zostaje zakończone perfekcyjnie i w gruncie rzeczy zaskakująco. Choć trzeba przyznać, że uważni widzowie mogli domyślić się takiego finału, ponieważ pierwsze podpowiedzi, pojawiły się w wyżej wymienionym „Restless”.
Aha, i znów jest znakomity utwór muzyczny.
3 „The Body”
Jedno z najwybitniejszych telewizyjnych osiągnięć wszech czasów i w wielu rankingach jeden z najlepszych odcinków „Buffy”. U mnie nie mogło być inaczej, bo to naprawdę znakomity i inteligentny odcinek, który niezwykle realistycznie pokazuje to, przez co przechodzi się po utracie bliskiej osoby.
Poczucie samotności, zakłopotania i smutku Whedon oddaje tu bardzo realistycznie (opierając zresztą pewne elementy scenariusza na własnych doświadczeniach). Decyduje się prawie zupełnie zrezygnować z potworów i skupić na czystych emocjach poszczególnych bohaterów. A wszystko spotęgowane brakiem jakiejkolwiek muzyki. Efekt jest powalający.
2 „Hush”
Powodem, dla którego Whedon napisał odcinek „Hush”, który niemal w całości jest niemy, były zarzuty, mówiące, że „Buffy” opiera się tylko i wyłącznie na dialogach. Dzięki typowej dla siebie przewrotności, reżyser zareagował i stworzył wspaniały kawał telewizji.
Całość opiera się na dość prostym pomyśle. Do Sunnydale przybywają potwory, tzw. Dżentelmeni (do dziś śnią mi się po nocach — to jedne z najstraszniejszych potworów filmu i telewizji), którzy kradną w nocy głosy mieszkańców miasteczka, tak, by później bez problemu zabrać ich serca. Jedynym, co może ich powstrzymać, jest bowiem krzyk.
Taki pomysł umożliwił Whedonowi w całości skupić się na innych niż dialogi elementach odcinka — przede wszystkim na jego warstwie wizualnej. Nie bez znaczenia jest również znakomita muzyka. A całość kończy się przecudownie ironiczną sceną — kiedy bohaterowie już odzyskują swój głos, nie wiedzą, co sobie powiedzieć.
1 „Once More with Feeling”
Oczywiście nie mogło być inaczej — na pierwszym miejscu bez wątpienia najlepszy odcinek „Buffy” czyli „Once More with Feeling”. A co świadczy o jego wyjątkowości? Ano to, że został zrealizowany w formie musicalu. I to jakiego!
Joss Whedon sam napisał wszystkie piosenki — zarówno ich słowa, jak i melodię. Zajęło mu to aż sześć miesięcy. Ale nie tylko jemu było ciężko — aktorzy także miewali kłopoty, a Sarę Michelle Gellar niemal zastąpiła głosowa dublerka.
Sam odcinek, znów opiera się na genialnym w swojej prostocie pomyśle — na mieszkańców Sunnydale został rzucony urok, który sprawił, że odsłaniają swoje prawdziwe oblicze w piosenkach. To umożliwiło Whedonowi w całkiem interesujący sposób wewnętrzne uczucia bohaterów, w tym Buffy, której przyjaciele po raz pierwszy dowiadują się, jak wpłynęło na nią jej zmartwychwstanie.
Każda piosenka jest tu jedyna w swoim rodzaju i każdej można by słuchać bez końca. Najbardziej lubię jednak tę:
Prawda, że cudowna?
MANIAK KOŃCZY
I to na dziś tyle. A jakie Wy macie ulubione odcinki „Buffy”?