Maniak ocenia #117: "Buffy Season 10: Angel and Faith" #1

MA­NIAK ZA­CZY­NA


„An­gel and Faith” jako część ko­mik­so­we­go dzie­wią­te­go se­zo­nu „Buffy: The Vam­pi­re Slay­er” pod wie­lo­ma wzglę­da­mi prze­wyż­sza­ła se­rię głów­ną. Chri­stos Gage zna­ko­mi­cie spraw­dził się na sta­no­wi­sku sce­na­rzy­sty, a Re­be­kah Isa­acs stwo­rzy­ła prze­ślicz­ną, nie­co kre­sków­ko­wą opra­wę gra­ficz­ną. Te­raz eki­pa ta prze­szła do głów­ne­go ty­tu­łu dzie­sią­te­go se­zo­nu. Ko­miks „An­gel and Fa­ith” do­stał się zaś w rę­ce Vic­to­ra Gischle­ra, któ­ry na­pi­sał cał­kiem nie­złą mi­ni­se­rię, sku­pia­ją­cą się na Spi­ke’u oraz Willa Con­ra­da, któ­ry pra­co­wał nad kil­ko­ma hi­sto­ria­mi w świe­cie „Se­re­ni­ty”.
Poza twór­ca­mi, zmie­nia się tak­że struk­tu­ra sa­mej opo­wie­ści. Po­nie­waż w fina­le po­przed­nie­go se­zo­nu dro­gi An­ge­la i Faith ro­ze­szły się, w ko­mik­sie nie śle­dzi­my ich wspól­nych przy­gód. Za­miast tego Gisch­ler zmu­szo­ny jest po­dzie­lić opo­wieść na dwa, prze­pla­ta­ją­ce się ze so­bą wąt­ki głów­ne — je­den sku­pia­ją­cy się na wam­pi­rze z du­szą, a dru­gi na zbun­to­wa­nej po­grom­czy­ni. Jak to wszyst­ko wy­cho­dzi w pra­niu?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Jak już wspo­mnia­łem, ob­ser­wu­je­my dwie hi­sto­rie. Je­ste­śmy więc świad­ka­mi tego, co dzie­je się z An­ge­lem w Lon­dy­nie, a co za tym idzie, śle­dzi­my kon­se­kwen­cje fina­łu po­przed­niej od­sło­ny se­rii. Przy­glą­da­my się też dzia­ła­niom Faith w San Fran­si­sco i jej pra­cy dla Kenne­dy. Gisch­ler dość spraw­nie prze­pla­ta te dwa wąt­ki, tak by ani na chwi­lę nie znu­dzić czy­tel­ni­ka. Każ­da z hi­sto­rii ma nie­co in­ną ro­lę, ale obie czy­ta się z wiel­ką przy­jem­no­ścią.
Klu­czo­wa dla dal­sze­go roz­wo­ju se­rii wy­da­je się być, przy­naj­mniej na ra­zie, część po­świę­co­na An­ge­lo­wi. Gisch­ler, świa­dom tego, co wy­da­rzy­ło się ostat­nio, do­sko­na­le roz­wi­ja ten wą­tek, po­ka­zu­jąc sze­reg zmian, ja­kie za­szły w Lon­dy­nie. Przede wszyst­kim jed­nak, sy­gna­li­zu­je nowe nie­bez­pie­czeń­stwo, z ja­kim bę­dzie mu­siał zmie­rzyć się głów­ny bo­ha­ter. Jest ta­jem­ni­czo i nie­po­ko­ją­co, a hi­sto­ria ma spo­ry po­ten­cjał, któ­ry, mam na­dzie­ję, zo­sta­nie do­brze wy­ko­rzy­sta­ny. Po dro­dze jest kil­ka mniej­szych lub więk­szych za­sko­czeń, a tak­że odro­bi­na spe­cy­ficz­ne­go hu­mo­ru.
W przy­pad­ku czę­ści po­świę­co­nej Faith, Gisch­ler przy­go­to­wu­je ma­ły cros­so­ver z głów­ną se­rią dzie­sią­te­go se­zo­nu. Wy­da­rze­nia, po­ka­za­ne już w pierw­szym nu­me­rze „Buffy” po­ka­zu­je tym ra­zem z per­spek­ty­wy Fa­ith. Tu, bar­dziej niż na roz­wi­ja­niu mi­to­lo­gi, sku­pia się na po­sta­ci i uka­zu­je ją w cał­kiem cie­ka­wym świe­tle. Szcze­gól­nie wzru­sza­ją­cy jest mo­ment, w któ­rym do­cho­dzi do po­now­ne­go spo­tka­nia Gile­sa i Buffy.
Pierw­szy nu­mer „An­gel and Faith” jest do­sko­na­ły pod wzglę­dem dia­lo­gów. Brzmią na­tu­ral­nie i nie są w żad­nym mo­men­cie wy­mu­szo­ne — czy­ta je się nie­zwy­kle płyn­nie i przy­jem­nie.

MA­NIAK O RY­SUN­KACH


Trze­ba po­wie­dzieć ja­sno: styl Willa Con­ra­da jest zu­peł­nie inny od kre­sków­ko­we­go sty­lu Re­be­ki Isaacs. By­naj­mniej jed­nak to nie ozna­cza, że jest gor­szy. Wręcz prze­ciw­nie. Ry­sun­ki są mrocz­niej­sze (co do­sko­na­le pa­su­je do „An­ge­la”) i ma­ją bar­dziej re­ali­stycz­ny ton. Con­rad umie­jęt­nie od­da­je rów­nież po­do­bień­stwo więk­szo­ści po­sta­ci do ak­to­rów, któ­rzy od­gry­wa­li je w se­ria­lu. Jego pra­ce są bar­dzo szcze­gó­ło­we — per­fek­cyj­nie od­da­je eks­pre­sję bo­ha­te­rów, sta­ran­nie przy­go­to­wu­je tła i dba o to, by ry­sun­ki nie by­ły zbyt sta­tycz­ne. Uważ­ni znaj­dą, co praw­da, kil­ka mniej­szych nie­do­ró­bek, ale nie są one na tyle po­waż­ne, by psu­ły ogól­ny od­biór ko­mik­su.
Do­brze ze swo­je­go za­da­nia wy­wią­zu­je się rów­nież Mi­chelle Mad­sen, któ­ra z po­wo­dze­niem na­no­si ko­lo­ry na pra­ce Con­ra­da. Świet­nie pa­su­ją one do ry­sun­ków, dzię­ki cze­mu efekt koń­co­wy spra­wia po­zy­tyw­ne wra­że­nie.

MA­NIAK OCE­NIA


Nowi twór­cy po­ka­zu­ją pierw­szym nu­me­rem, że są wła­ści­wy­mi ludź­mi na wła­ści­wych sta­no­wi­skach. Po­czą­tek sezo­nu jest cie­ka­wy i in­try­gu­ją­cy — oby resz­ta tak­że taka by­ła.

DO­BRY

PS. To już ostat­nia not­ka z oka­zji Mie­sią­ca Whe­do­na. Ko­lej­na od­sło­na wy­da­rze­nia do­pie­ro za rok, ale oczy­wi­ście nie ozna­cza to że nie po­ja­wią się na blo­gu oko­ło­whe­do­no­we tek­sty. Szer­sze pod­su­mo­wa­nie ak­cji w po­nie­dzia­łek.

Komentarze