Maniak ocenia #216: "Gotham" S01E09

MANIAK PISZE WSTĘP


W przedostatnim odcinku przed przerwą zimową, twórcy „Gotham” powracają do głównej fabuły serialu i wprawiają najważniejsze wątki w ruch. Poświęcają sporo czasu zarówno wciąż rozwijanej wojnie gothamskich gangów (w tym: intrygom Fish Mooney oraz napięciom między najważniejszymi graczami w mieście), jak i sprawie, którą mocno zaniedbali, czyli morderstwu Thomasa i Marthy Wayne’ów. Jakby tego było mało, dla fanów komiksów (i/lub filmów czy gier) jest jeszcze jedna gratka — dość znana, ikoniczna wręcz postać z batmańskiego świata.
Zmieszczenie tyle dobra w czterdziestu dwóch minutach to nie lada sztuka. Czy jednak twórcy podołali swemu zadaniu? Czy dobrze wszystko wyważyli? I najważniejsze — czy nie wrócili do starych grzeszków?

MANIAK O SCENARIUSZU


Odcinek został zatytułowany „Harvey Dent” i podobnie jak w przypadku drugiej odsłony serialu (recenzja), jest to tytuł trochę mylący — choć postać rzeczywiście się pojawia, to jednak nie ona odgrywa pierwsze skrzypce. Mam wrażenie, że to taka tania próba przyciągnięcia komiksowych maniaków (to ja).
Scenarzystą jest Ken Woodroof — wieloletni współpracownik Hellera, dla którego jest już to drugie spotkanie z „Gotham” (wcześniej był odcinek czwarty).
Selina Kyle zgadza się na współpracę z Gordonem i pomaga w przyrządzeniu rysopisu zabójcy Wayne’ów. Oficer śledczy postanawia ukryć ją w rezydencji. Tymczasem Montoya i Allen proponują Gordonowi współpracę z młodym prokuratorem, Harveyem Dentem. W innym zakątku miasta rosyjski gang przechwyca przewożonego do placówki medycznej terrorystę podkładającego bomby, a Pingwin weryfikuje informacje uzyskane w zeszłym odcinku.
Sprawa tygodnia po raz kolejny udowadnia, jak wiele obowiązków ma wydział zabójstw w gothamskiej policji. Z poprzednich odcinków wiemy już, że oprócz śledztw w sprawie morderstw wydział ten może także prowadzić dochodzenia odnośnie narkotyków czy też przejmować kompetencje FBI. Tym razem dochodzi do tego ujmowanie zbiegłych terrorystów. No, no — ciekawe co dalej… Tak czy siak, wątek zamachowca podkładającego bomby jest dość dobrze powiązany fabularnie z trwającą zimną wojną gangów, a zatem, mimo że jednorazowy, odbija się na całym serialu. Jest też całkiem przyzwoicie skonstruowany, choć bez kilku uproszczeń się nie obyło (mamy więc przestępców, którzy potrafią celnie strzelić z odległości kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu metrów, ale z bliska już nie bardzo albo ochroniarzy idiotów, którzy przyjmują przesyłki od nieznajomych).
Co do Harveya Denta — tutaj też jest dobrze. Samo wprowadzenie postaci jest dość udane i logiczne. Pomysł zaangażowania prokuratora w śledztwo w sprawie Wayne’ów to pomysł moim zdaniem intrygujący. Zwłaszcza, że pojawiają się w dochodzeniu nowe tropy. Szkoda tylko, że w gruncie rzeczy bardzo Denta mało. No i twórcy troszkę przesadzają z jego zabawą monetą (raz by starczyło, bo rozumiem, że to dość ważny atrybut i głupio by go było pominąć) czy sugerowaniem groźniejszego oblicza. Ale przynajmniej nikt go nie nazywa dwulicowym (two-faced), a to już coś.
Przyjemnym przerywnikiem i odpoczynkiem od poważniejszych historii jest wątek Seliny i Bruce’a. Postaci są naprawdę porządnie rozpisane (no, poza tym, że Selina znów musi wspomnieć o tym, że mówią na nią „Kot”) i miło patrzeć, jak wzajemnie na siebie wpływają, bo sporo na tym korzystają.
No wreszcie zakulisowe działania Pingwina. Znów udaje się uczynić tę postać nietuzinkową, bardzo dwuznaczną. Obserwując jego działania nie można nie zacząć się zastanawiać: „Dla kogo tak naprawdę pracuje? Jakie ma plany? Co chce osiągnąć?”. I można wpaść na kilka różnych odpowiedzi — a to lubię.
Mieszane uczucia budzi we mnie końcówka, która sugeruje raczej nieciekawy kierunek rozwoju relacji pomiędzy ważnymi bohaterami.

MANIAK O REŻYSERII


Reżyseruje Karen Gaviola ("Lost”, „Grimm”) i zdecydowanie można ją dopisać do czołówki osób, pracujących nad „Gotham”. „Harveya Denta” realizuje w sposób bardzo przemyślany, dostosowując do kolejnych scen odpowiednie środki. Bardzo lubi dłuższe ujęcia (całkiem ich w odcinku sporo), z powodzeniem operuje światłocieniem (choćby sugerując nim nieco dwa oblicza Denta) oraz subtelnie zwraca uwagę widza na małe szczegóły (krótkie zbliżenia na kluczowe elementy). Do tego całkiem nieźle panuje nad aktorami, wyciskając z większości porządne występy.

MANIAK O AKTORACH


Ben Mckenzie jako Gordon i Donal Logue jako Bullock jak zwykle grają bardzo porządnie, a do ich ról raczej nie da się przyczepić. Szkoda tylko, że Logue’a jest w odcinku tak mało.
Poprawnie wypada także Leslie Odom Jr. („Person of Interest”) jako złoczyńca (używam kursywy, bo niekoniecznie da się tego bohatera tak jednoznacznie sklasyfikować) tygodnia. Zbliża się czasami dość niebezpiecznie do granicy i ma się wrażenie, że za chwilę przesadzi z aktorskimi wyrazami, ale w gruncie rzeczy na tle poprzednich aktorów, wcielających się w przeróżnych przestępców, Odom Jr. radzi sobie bardzo przyzwoicie.
Pozytywne wrażenie robi Nicholas D’Agosto („Masters of Sex”), który wciela się w Harveya Denta. Przedstawia na ekranie dość ciekawą interpretację młodego prokuratora i choć czasami jest zbyt ekspresywny, to w większości scen gra przekonująco.
Ciekawie wychodzą interakcje młodych aktorów: Davida Mazouza (Bruce Wayne) i Camren Bicondovy (Selina Kyle). Szczególnie zyskuje na nich ta druga, która gdzieś tam gubi denerwującą manierę i bardziej się aktorsko otwiera. Do tego całkiem zabawnie jest, gdy do tej dwójki dołącza Sean Pertwee (Alfred) ze swoją stanowczością i srogością jako wspaniałą przeciwwagą dla młodzieńczej energii i beztroski.
Nie można też zapomnieć o dwóch perełkach, czyli Jadzie Pinkett Smith w roli Fish Mooney oraz Robinie Lordzie Taylorze w roli Pingwina. Oboje są znakomici i zdecydowanie ubarwiają swą grą odcinek.

MANIAK O TECHNIKALIACH


„Harvey Dent” nakręcony jest fantastycznie. Płynnie prowadzona kamera, stabilne ujęcia oraz fantastyczna kolorystyka i bardzo dobrze wykonane zbliżenia — jest co oglądać.
Montaż także wykonano poprawnie. Kolejne ujęcia są odpowiednio długie, sceny z montażem równoległym skrojone odpowiednio, a tam gdzie dynamiczniej, na szczęście nie jest też chaotycznie.
Bardzo zadowalają efekty specjalne — z reguły wykorzystano tu efekty praktyczne, które sprawdzają się znakomicie. Także wszelkie wybuchy jak najbardziej na plus.
Scenografia, charakteryzacja i rekwizyty znajdują się na stałym, wysokim poziomie, choć w jednym przypadku mam wrażenie, że troszkę poszła ekipa na łatwiznę — rysopis zabójcy Wayne’ów wygląda jakby przygotował go ktoś, kto w szkicowaniu stawia dopiero pierwsze kroki.
Muzyka prezentuje kilka obliczy (zbieżnie z postacią tytułową?). Są więc utwory niedostrzegalne, są kompozycje niezłe i są wreszcie takie, które sprawiają wrażenie zbyt nachalnych i zwyczajnie kiczowatych. Coś „Gotham” nie ma na tym polu szczęścia.

MANIAK OCENIA


Twórcy „Gotham” nie ustrzegli się kilku małych grzeszków, ale w gruncie rzeczy „Harvey Dent” to jeden z lepszych odcinków serialu i myślę, że zasługuje na 

DOBRY

Komentarze