Maniak inaczej #31: Tiara w ruch, czyli "Once Upon a Time" S04E11

MANIAK TYTUŁEM WSTĘPU


Uwaga! We wpisie znajdują się: szczegółowy opis i analiza każdej sceny odcinka. Jeśli omawiana odsłona „Once Upon a Time” jeszcze za Wami, to lepiej kliknijcie tutaj, by poznać moją opinię bez ryzyka popsucia sobie zabawy.
Klątwa zażegnana, historia Królowej Śniegu zakończona, wszyscy są szczęśliwi. Mieszkańcom Storybrooke pozostaje świętowanie? No, nie do końca. Na horyzoncie wciąż jest Titelitury i jego plan wyzwolenia się spod sztyletu, a za horyzontem coś jeszcze ciekawszego — trójka niezwykłych czarnych charakterów.

MANIAK ANALIZUJE


Tradycyjnie zaczynamy od tytułu odcinka. Ten brzmi: „Heroes and Villains”, czyli „Bohaterowie i złoczyńcy”. To pewnego rodzaju zapowiedź problemu, jaki twórcy chcą podjąć w kolejnej połowie sezonu: co czyni daną osobę złoczyńcą, a co złoczyńcą; kto w „Once Upon a Time” należy do jakiej kategorii i czy rzeczywiście wszystko jest takie czarno-białe? Ponadto tytuł stanowi nawiązanie do piosenki zespołu Beach Boys.

Wrota do Arendelle.

Odcinek znów otwiera karta tytułowa. Tym razem widzimy na niej magiczne drzwi z arendellskimi motywami. Drzwi na chwilę się otwierają, następnie wpada przez nie śnieg, a potem się zamykają. Symbolizuje to ostateczne domknięcie wątku Anny i Elsy.

Elsa zdejmuje barierę.

Storybrooke. Główni bohaterowie gromadzą się przed lodową ścianą. Ponieważ Ingrid już jej nie podtrzymuje, Elsa może się jej pozbyć, co też czyni. I nawet nieźle to wygląda, jeśli chodzi o efekty specjalne.
Tuż po zdjęciu bariery, Anna natychmiast postanawia opuścić miasto. Powstrzymuje ją Emma, która wyjaśnia, że Storybrooke nadal jest chronione zaklęciem i cząstki magii Ingrid wciąż pozostają przy linii granicznej miasteczka, uniemożliwiając powrót każdemu, kto ją przekroczy. Ponadto bohaterowie uświadamiają dziewczynie, że opuszczenie terenu Storybrooke pieszo w niczym nie pomoże, ponieważ Arendelle znajduje się w innym świecie. By się do niego dostać potrzebny jest portal lub magiczne fasolki, na które nie tak łatwo trafić.
Elsa nie chce się z początku spieszyć i poganiać Emmy, ale zmienia zdanie, gdy siostra i niedoszły (jeszcze!) szwagier opowiadają o Hansie. Panna Swan obiecuje zrobić w takiej sytuacji co tylko w jej mocy.
Całej rozmowie przysłuchuje Hak, który na koniec sceny się ulatnia. Zapewne do Golda.

Niebezpiecznie tak z cudzym sercem.

Oczywiście, że do Golda. Pirat zdaje Titelituremu relację (oczywiście pod przymusem) i informuje, co planują bohaterowie. Titelitury, żałuje, że Ingrid się nie udało, ponieważ znacznie ułatwiłaby sprawę. Niepokoi go też Anna. Hak domyśla się, że dziewczyna zna jakiś niewygodny fakt i stara się trochę z Titeliturym podrczyć:
Hak: Twoja rozkosznie nieświadoma żona nie może…
Titelitury: Stracić ani swej rozkoszy, ani nieświadomości.
Ten krótki cytat, pokazuje, jak bardzo zaślepiony dążeniem do władzy Titelitury jest — na tyle, że deprecjonuje wartość swojej żony.
Tak czy siak, Gold każe Hakowi obserwować Annę, a sam udaje się „obudzić żonę” i dać jej to, czego od zawsze pragnęła.

„Mam tu taką rękawicę.”

A żeby dowiedzieć się, czego od zawsze pragnęła, musimy cofnąć się do czasów, w których dziewczyna służyła na zamku Titeliturego.
Bella otwiera jedną z szafek w głównej komnacie zamku i znajduje w niej miecz, który bierze do rąk. Niespodziewanie pojawia się za nią Titelitury i ostrzega, by się nie skaleczyła (no, na pewno się nie skaleczy, jak tak wyskoczyłeś znienacka, Titelitury…). Drwi następnie z dziewczyny, że wystarczyło, iż wrócił wcześniej i już przyłapał ją na myszkowaniu i zaniedbywaniu obowiązków.
Bella oczywiście nie pozostawia tych uszczypliwości bez komentarza. Mówi, że na zamku znajduje się wiele przedmiotów z dalekich krain. Sama też chciałaby te krainy zobaczyć. Wyrzuca Titelituremu, że nigdy nie dzieli się z nią wrażeniami i każe mu opowiedzieć o podróży do Camelotu, z której właśnie powrócił.
Titelitury, jak to Titelitury enigmatycznie mówi tylko, że dla niego podróż skończyła się dobrze, a dla Camelotu nie (chętnie bym do takiej serialowej wersji Camelotu się udał — mam nadzieję, że twórcy kiedyś nas tam zabiorą). Przynosi też pamiątkę — magiczną rękawicę, która wskazuje na największą słabość danej osoby. Całkiem przydatna rzecz!
Bella zastanawia się, co taka rękawica Titelituremu, skoro ma on tak wielką moc, że każdego może się pozbyć. Ten odpowiada, że chodzi o manipulację, a rękawica to idealne narzędzie, by kogoś właśnie zmanipulować.

Biedna Bella, niczego się jeszcze nie spodziewa…

I możemy już wrócić, popatrzeć jak Gold budzi Bellę. Jak prawdziwy romantyk przynosi żonie śniadanie do łóżka, a potem składa propozycję spędzenia należytego miodowego miesiąca i wyjazdu do Nowego Jorku. Taki plan awaryjny na krótszą metę może się sprawdzić, ale na dłuższą?

Regina też biedna :(

Przenosimy się do krypty Reginy, gdzie kobieta wkłada serce Marian z powrotem w jej pierś. Marian natychmiast rzuca się na uczestniczącego w tym wszystkim Robina, a ten, przytulając ją, wymownie spogląda na Reginę, która odwraca wzrok i próbuje nie myśleć o sprawie. Jest smutno i mocno czuć, w jak niezręcznej sytuacji znaleźli się bohaterowie.

Ale tu już nie.

Mija trochę czasu. Jesteśmy teraz w barze „U Babci” (do którego wprowadza stylowe ujęcie, stanowiące ładny ozdobnik). Do siedzącej przy ladzie Reginy podchodzi Marian. Dziękuje za ocalenie życia i przechodzi do sedna. Mówi, że rozumie całą sytuację z Robinem Hoodem i jest w stanie się wycofać, jeśli serce jej męża należy do kogoś innego.
Tego się zupełnie nie spodziewałem! Ciężko stwierdzić, czy reakcja Marian jest wiarygodna psychologicznie, bo położenie, w jakim się znalazła, jest w końcu bardzo nierealne, ale tak czy siak — jestem pod wrażeniem.

Portal do Arendelle raz!

Tymczasem Titelitury i Hak podążają za znaną z „Fantazji” miotłą do rezydencji, w której wszystko się zaczęło; rezydencji, która jak się okazuje, należy do Czarnoksiężnika.
Titelitury mówi, że magia Czarnoksiężnika jest na tyle potężna, że umożliwia swobodne przemieszczanie się między światami (czyli coś, czego nawet Mroczny nie potrafi). Gdzieś wewnątrz niej musi się więc znajdować portal (musi? ale dlaczego?), który prowadzi z powrotem do Arendelle. I rzeczywiście się znajduje.
Trochę to wszystko nieco naciągane, bo niby z jakiej paki Czarnoksiężnik miałby zostawiać w swojej rezydencji portal do Arendelle? Ale niech już będzie. Przynajmniej Anna i Elsa będą mogły wrócić do domu.

Henry przez przypadek znajduje rękawicę.

W innym zakątku miasteczka Bella pakuje się do podróży. Zagląda do niej Henry (i dwukrotnie nazywa babcią, aż ta w końcu każe się do siebie zwracać imieniu). Zauważywszy walizkę, pyta, czy pani Gold dokądś się wybiera. Usłyszawszy twierdzącą odpowiedź, chłopiec wspomina o zaklęciu chroniącym granice miasta, jednak Bella jest pewna, że Titelitury ma jakiś pomysł (oj, ma…). Henry przechodzi więc do tego, co tak naprawdę przyszedł i opowiada o Księdze Baśni i tym, jak wpływała na losy Reginy. Bella zapewnia go, że przyszłość wcale nie musi być tak niepomyślna jak przeszłość. Chłopiec bierze jej słowa bardzo poważnie — być może świadom tego, że pewnym czarnym charakterom udało się szczęśliwe zakończenie osiągnąć? A przynajmniej tymczasowo…
Bella prosi na koniec o pomoc w znalezieniu jeszcze jednej walizki. Henry szybko ją odszukuje, ale przy okazji zrzuca z regału milion innych szpargałów. Bella nic sobie jednak z tego nie robi i pomaga mu zebrać rzeczy. Kiedy się jednak im przygląda, zauważa magiczną rękawicę, co wywołuje u niej ogromne zdziwienie. Czyżby to jakaś tajemnica z przeszłości?

Dalmatyńczyk w Zaczarowanym Lesie.
A tu dalmatyńczyki ze „101 dalmatyńczyków”. Bo to ładne pieski.

Czas na retrospekcje. Wychodzimy od ujęcia na filiżankę herbaty (jeszcze nie wyszczerbioną), a potem doświadczamy wraz z Titeliturym prostolinijności i zbytniej otwartości Belli, która twierdzi, że Mroczny otacza się tyloma przedmiotami, ponieważ odczuwa pustkę w sercu. Bohater jest oczywiście na skraju wytrzymałości, więc szybko teleportuję Bellę na zewnątrz, każąc jej zająć się praniem. Wykonywanie tego zadania nie potrwa jednak długo, bo wtem dziewczyna zauważa dalmatyńczyka (pierwsza sugestia, że za moment pojawi się Cruella De Mon?), za którym biegnie w głąb lasu, gdzie tajemnicza, zakapturzona postać (o niebywałym wyczuciu czasu — ciekawe skąd wiedziała, że akurat teraz Bella pojawi się przy praniu?) ją porywa. Mroczny będzie zły — ja bym z nim nie zadzierał…

Emma, to nie Hak!
To Gold!

Storybrooke. Hak wchodzi do baru „U Babci” i mówi Emmie, że udało mu się odnaleźć portal do Arendelle — z pomocą Golda. Pstryk i przenosimy się na chwilę do Titeliturego (montaż pierwsza klasa). Okazuje się, że to jego słowa słyszy panna Swan — dzięki temu, że Mroczny posiada serce pirata, może nim sterować jak marionetką. Emma zauważa, że z Hakiem coś jest nie tak, ten jednak (przez Titeliturego) zapewnia, że wszystko w porządku. Przed odejściem bohater jednak wydobywa z siebie resztki sił i łapie Emmę za rękę, jakby chciał jej coś delikatnie przekazać. Ale czy to gest wystarczająco czytelny?

Prawie jak „Gwiezdne Wojny”.
A tu „Gwiezdne Wojny” bez „prawie”.

Przeszłość. Zniecierpliwiony Titelitury w końcu przychodzi w miejsce, gdzie Bella miała rozwieszać pranie i zauważa jej brak. Zaniepokojony rozgląda się okolicy, aż dostrzega kruka (czyżby pierwsza sugestia, że za moment pojawi się Diabolina?), który zrzuca na ziemię rzadki gatunek jeżowca z rzędu clypeasteroida. Tit robi szybkie czary mary i z pana jeżowca wyskakuje wiadomość, niczym w hologramach z „Gwiezdnych Wojen”. Widzimy Bellę, która mówi, że Titelitury ma przynieść magiczną rękawicę z Camelotu na tzw. Urwisko Demona. W przeciwnym razie dziewczyna zginie. W tle słychać złowrogie kobiece śmiechy i wiadomość się urywa.
Titelitury jest wściekły (też bym był, jakby mi porwano taką Bellę). Wykrzykuje do kruka, że wie, kim jest jego pani i że właśnie przekroczyła granicę. Ja bym z Mrocznym jednak nie zadzierał…

Jest już niemal tak, jak miało być i…
Nic z tego.

Storybrooke, park. Marian bawi się z Rolandem, a tymczasem Regina i Robin ucinają sobie pogawędkę na ławce. Mężczyzna wyznaje ukochanej, że to ją wybiera ponad Marian. Twierdzi, że chce żyć w prawdzie i podążać za głosem serca. A serce prowadzi go właśnie ku Reginie. Wyjmuje z kieszeni kartkę z alternatywną wersją wydarzeń w tawernie i…
Niestety, szczęście nie trwa zbyt długo. Nagle Marian traci przytomność i okazuje się, że pozostały w niej cząstki zaklęcia Ingrid. W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno rozwiązanie — i nie jest nim poproszenie o pomoc Elsy. Marian musi opuścić Storybrooke i wejść do świata bez magii, co pozwoli usunąć zaklęcie. Ponieważ jednak przez klątwę rzuconą na granice miasteczka nie będzie można do niego nigdy powrócić, ktoś będzie musiał Marian towarzyszyć. A tym kimś jest Robin. Biedna Regina — jednak nie jest jej pisane szczęście…

Szczera rozmowa zawsze ok.

Od razu przenosimy się do granicy miasteczka, gdzie przyjaciele żegnają się z Robinem i Marian. Regina na razie obserwuje sytuację z daleka, z samochodu.
Nagle do pojazdu wsiada Gold, który mówi, że wyjeżdża i pragnie się pożegnać. Regina, przypomina mu o klątwie na granicy Storybrooke, Gold jednak podkreśla, że stąd właśnie wola pożegnania. Prosi bohaterkę, by przekazała Henry’emu, że będzie tęsknił: za nim i jego uroczym myszkowaniem po sklepie. Regina wyjaśnia Goldowi, skąd te całe podchody i opowiada o próbie odnalezienia tajemniczego Autora. Pyta także o jego tożsamość, jednak mężczyzna jej nie zna.
Regina zastanawia się też nad tym, jak Goldowi udało się zyskać szczęśliwe zakończenie. Ten odpiera, że kiedy nadarzyła się okazja, zwyczajnie z niej skorzystał i sugeruje kobiecie zrobić to samo, wskazując, że śmierć Marian wiele by ułatwiła. Regina jednak dość mocno zaznacza, że już od dawna nie jest osobą skłonną do takich czynów. Gold odpowiada na to, że czynienie dobra nie zawsze oznacza, że w zamian będą się nam przytrafiać dobre rzeczy. Kobieta zauważa, że tak powiedziałby dawny Titelitury, a ponoć miał się zmienić. Ten twierdzi jednak, że nie do końca się zmienił, a raczej ewoluował i jego wskrzeszenie oraz epizod zniewolenia przez Złą Czarownicę z Zachodu pozostawiły pewne piętno. I ta krótka wypowiedź chyba najlepiej uzasadnia postawę Mrocznego. Wydarzenia tuż po jego wskrzeszeniu mocno wpłynęły na jego psychikę i uświadomiły mu kilka spraw odnośnie jego mocy.
Gold mówi, że sięgnie wszystko, czego do tej pory pragnął i będzie szczęśliwy. Tego samego życzy Reginie, a następnie wychodzi z samochodu. Bohaterka na chwilę zastanawia się nad jego słowami, a potem potrząsa głową, jak gdyby chciała sobie powiedzieć, że nie tędy droga…

Pocałunek na pożegnanie.

Regina w końcu wychodzi z samochodu i podchodzi pożegnać się z Robinem. Nie chce przeciągać sprawy, dlatego bardzo służbowo upewnia się, że szlachetny złodziej wszystko wie.
Z Marian jest już coraz gorzej, dlatego Robin prosi, by zabrała Rolanda i przeszła już przez granicę miasta. On sam zaraz do nich dołączy. Marian dziękuje Reginie za wszystko, co zrobiła (powinna ją po stopach całować) i opuszcza miasto, co zostaje pokazane na zwolnionym tempie — efektownie i efektywnie.
Tymczasem Robin daje Reginie ostatniego całusa i chce jej powiedzieć, że ją kocha. Ta nie daje mu dokończyć i niczym Han Solo odpowiada: „wiem”. Robin w końcu wychodzi za granice miasteczka.
Na koniec Regina bierze kartkę z alternatywną wersją wydarzeń w tawernie, drze ją na kawałki i wyrzuca na drogę.
Scena jest doskonała i wszystko dopięto w niej na ostatni guzik. Zbliżenia na bohaterów, gra aktorska (zwłaszcza doskonałej Parilli) i muzyka — zawsze, gdy ją oglądam, z oczu lecą mi łzy.

„Once’owa” Diabolina zza skały.
Ostatnia filmowa wersja, zza drzew. Wybieram tę wyżej!

I znów retrospekcje. Najpierw krótkie ujęcie na krążącego wokół urwiska kruka, a potem spoglądamy na Titeliturego, który dotarł na miejsce i oświadcza, że ma przy sobie rękawicę. Tajemniczy przeciwnik wypuszcza Bellę, a następnie kruki znad urwiska zbierają się razem. Puf! Na ekranie pojawia się Diabolina, która wychodzi z ukrycia niemalże krokiem Angeliny Jolie z „Czarownicy”. Na szczęście Angelina to nie jest, a zamiast tego widzimy znakomitą Kristin Bauer van Straten, do tego ubraną w zupełnie inny niż w pierwszym sezonie, nowy strój. Tym razem bardziej przypomina on disneyowski pierwowzór (jest ciemna kolorystyka i rogi). Taką zmianę kostiumolog, Eduardo Castro, wprowadził, ponieważ nie był zadowolony z poprzedniego dzieła.
Titelitury, widząc Diabolinę na miejscu nie przebiera w środkach i od razu bawi się w Dartha Vadera, czyli zaczyna ją podduszać. Mówi, że popełniła śmiertelny błąd i pyta, czy ma jakieś ostatnie słowa. Diabolina uśmiecha się i oświadcza, że nie jest sama.
Na miejscu pojawia się Urszula, która oplata Bellę swoimi mackami. Urszula mocno różni się od swojej animowanej wersji (wersję zbliżoną otrzymaliśmy wtedy, gdy podszywała się pod nią Regina), ale pozostają pewne akcenty — między innymi ułożenie włosów. Kostium może nie jest szczególnie imponujący, ale daje radę. No i najważniejsza jest aktorka, a Merrin Dungey sprawia naprawdę dobre wrażenie.
Titelitury każe puścić Bellę i grozi, że zaatakuje Diabolinę. I wtedy nadchodzi trzecia postać — Cruella De Mon. Rany, jak ją świetnie przygotowano! Czarna sukienka, żółtawe futro, czerwone rękawiczki, biało-czarna peruka. Wypisz wymaluj jak z animacji. A do tego ta gra Victorii Smurfit! I co z tego, że stylistycznie trochę się gryzie z resztą Zaczarowanego Lasu? Dla mnie jest świetnie.
Mroczny stara się podziałać na trzy złowrogi kobiety manipulacją. Mówi, że podczas ostatniego spotkania, nie wszystko poszło ich myśli i radzi teraz też uważać. Cruella jednak nie daje za wygraną i każe Urszuli zabić Bellę. Titelitury w końcu się ugina i oddaje rękawicę oraz puszcza Diabolinę. Nie powstrzymuje się jednak przed ironicznym komentarzem i zdeprecjonowaniem wartości rękawicy. Urszula odpowiada, że jednak warto było podjąć ryzyko, bo zbyt długo żyli w świecie, w którym to ci dobrzy wygrywają. Cruella dodaje zaś, że dzięki rękawicy odkryją słabości swych przeciwników i to one będą zwyciężczyniami. Następnie znikają. Łał — to było takie dobre!
Bella pyta, dlaczego Titelitury ją uratował i stracił rękawicę. Ten odpowiada, że z rękawicą czy też nie, teraz kobiety nie będą mogły jej skrzywdzić. Bella uznaje tę deklarację za znak, że Titelituremu na niej zależy, jednak Mroczny zaprzecza i mówi, że chodzi o prawo do zmiażdżenia jej serca — tylko jemu się takie należy.

Przerwa na ekspozycję.

Koniec retrospekcji. Na krótko przenosimy się do wnętrza wieży zegarowej, gdzie Titelitury po raz kolejny mówi o gwiazdach na niebie i gwiazdach na tiarze oraz ich zrównaniu, zamienia kilka krótkich, acz uszczypliwych zdań z Hakiem, aż w końcu otwiera sufit i zaczyna się przygotowywać.

Pożegnanie przybyszy z Arendelle.

Tymczasem Emma, goście z Arendelle, Śnieżka, Książę i Henry docierają do rezydencji Czarnoksiężnika, w której rzeczywiście znajduje się portal do krainy Elsy i Anny. Ta ostatnie reaguje zresztą bardzo entuzjastycznie na widok arendellskich krokusów, zdobiących owe magiczne wrota.
Następuje oczywiście wielkie pożegnanie i podziękowania — zwłaszcza Elsy dla Emmy. Wszyscy przechodzą przez portal, ale ostatnia Anna nie wytrzymuje z ciekawości i pyta o to kim jest tajemniczy pan Gold, który pomógł odnaleźć portal. Książę odpowiada, że to tak naprawdę Titelitury. Taka wiadomość dziwi Annę (która wypowiada słynne filmowe: „Wait… What?!) i wreszcie wychodzi na jaw, że Gold cały czas naszych bohaterów urabiał…

No to Titelitury ma przechlapane.

Kolejny raz wieża zegarowa. Nadszedł czas na zaklęcie. Gold otwiera skrzynkę z tiarą, odkłada sztylet i przygotowuje się do przeprowadzenia rytuału. Śledzimy bardzo przyzwoite i ładne efekty specjalne, a Mroczny niemal zaczyna, gdy… Do wieży wbiegają Emma i Śnieżka (skąd wiedziały, gdzie szukać?) i każą Goldowi przestać. Ten jednak nie ma takiego zamiaru i zamraża dziewczyny w miejscu, a następnie stara się zgnieść w ręku serce Haka (na którym, nawiasem mówiąc, widać troszkę ciemności). Okazuje się jednak, że nie może tego zrobić — na miejscu pojawiła się Bella, zdążyła przejąć prawdziwy sztylet. Rozkazuje mężowi przestać, puścić wszystkich wolno, a następnie przenieść ją do granic miasteczka, gdzie utną sobie pogawędkę. No, no — Bella przejmuje inicjatywę!

Jest wkurzona. I to bardzo.

Przenosimy się wraz z Titeliturym i Bellą do granicy miasteczka. Mroczny próbuje się wytłumaczyć ze swoich działań, ale żona nie daje mu takiej szansy. Opowiada o sytuacji, którą widzieliśmy w retrospekcjach. Kiedy Titelitury ją uratował, pomyślała, że zobaczyła w nim wtedy coś dobrego. Dziś znalazła jednak tę samą rękawicę, którą Titelitury rzekomo oddał Cruelli, Urszuli oraz Diabolinie i wreszcie uświadomiła sobie, że wszystkie znaki, jakie do tej pory otrzymywała, były prawidłowe. Dodaje, że rękawica doprowadziła ją do prawdziwego sztyletu, co ostatecznie potwierdziło jej podejrzenia, że Mroczny nigdy nie zrezygnuje z władzy i że to ją kocha najbardziej.
Titelitury odpowiada, że nie ma we władzy nic złego i gdyby udało mu się osiągnąć to, do czego dążył, wraz z Bellą mieliby wszystko. Dziewczyna odpowiada jednak, że nie chciała mieć wszystkiego — zależało jej tylko na nim. Przez to że próbowała go naprowadzić na właściwą drogę, sama się pogubiła.
W akcie desperacji Titelitury próbuje obiecać zmianę, tak jak zmienił się już wcześniej. Bella twierdzi jednak, że bohater nigdy tak naprawdę się nie zmienił i jest już za późno. Ostro dodaje, że kiedyś widziała człowieka ukrytego pod skórą bestii, teraz dostrzega tylko i wyłącznie bestię, a następnie stawia ostateczny krok i rozkazuje Mrocznemu opuścić Storybrooke — zdając sobie sprawę, że już nigdy nie będzie mógł powrócić. Ten po raz ostatni stara się odwrócić decyzję Belli i mówi, że nie chce jej stracić. Dziewczyna jest jednak nieugięta — twierdzi, że już ją stracił. Titelituremu nie pozostaje już nic, tylko opuścić miasto. Powie jeszcze, że się boi, a potem przejdzie przez granicę. Przejście i utrata magicznej mocy ukazana jest bardzo symbolicznie: odnawia się jego dawna kontuzja nogi, z powodu której przewraca się na ziemię. Jest zupełnie bezradny, zagubiony — jak nie on.
Rany, jaka to znakomita, pełna emocji scena! Bella wreszcie przejrzała na oczy, a jej ostra reakcja, zwłaszcza w kontekście wydarzeń odcinka „Family Business”, jest napisana kapitalnie. Cieszę się, że scenarzyści tak mocno zadbali o rozwój tej bohaterki! Do tego budująca atmosferę przepiękna muzyka oraz gra aktorska — zarówno Carlyle’a, który świetnie się emocjonalnie otwiera oraz de Ravin, która pokazuje nowe oblicze. Miodzio.

„Czekolada!” serialowo.
I „czekolada” filmowo.

Ostatnia wizyta w Arendelle. Na sam początek widzimy portret Gerdy, Helgi i Ingrid, który stoi teraz w głównej komnacie zamku, a potem przechodzimy do Anny i Elsy. Ostatnie chwile dzielą Annę od ślubu z Kristoffem i siostry poświęcają je na szczerą rozmowę. Wspominają w niej o ostatecznym pokonaniu Hansa (z dialogu wynika, że Anna znowu nabiła mu siniaka), a potem przechodzą do poważniejszych tematów. Elsa pyta Annę wprost, dlaczego przesunęła swój ślub tylko po to, by poznać prawdę. Dziewczyna odpowiada, że Elsa jest jej siostrą i nie mogła stanąć na ślubnym kobiercu, póki się nie upewniła, że Elsa jest tak szczęśliwa jak i ona (jakie to kochane!). Elsa odpowiada na to, że jest bardzo szczęśliwa.
Następnie oglądamy rekonstrukcję sceny z czekoladą z „Krainy lodu” (tylko, że tym razem to Anna zaczyna kwestię — ale poza tym prawie wszystko się zgadza, łącznie z uczesaniem), a potem Elsa łapie siostrę za rękę i wyprowadza z komnaty — w domyśle na ślub. Zamknięcie tego wątku jest cudowne, a sposób w jaki twórcy w ogóle potraktowali materiał źródłowy na przestrzeni tego sezonu i jak świetnie go uzupełnili, zasługuje na dużą pochwałę.

Obowiązkowy pocałunek.

Storybrooke. Emma wkłada serce Haka z powrotem na miejsce, a następnie para wymienia pocałunek. Hak odnosi się też do rozmowy z premiery sezonu i mówi, że już zapewnił ukochaną, iż zawsze udaje mu się przeżyć. Nie ma miejsca na głębsze refleksje a propos wydarzeń tego sezonu, a sprawa zostaje rozwiązana jedynie symbolicznie. Ale to wystarcza.

Czas na shoty.

Po wszystkich cięższych przeżyciach Regina powraca do baru „U Babci” i znów zasiada przy ladzie. Dołącza do niej Emma, którą bohaterka ostrzega, że nie ma ochoty na przemówienia. Panna Swan odpowiada na to że Regina najwyraźniej pomyliła ją ze Śnieżką i proponuje się napić.
Emma chwali Reginę, że postąpiła właściwie (a miało nie być przemówień). Ta jest tego świadoma i czuje się okropnie. Starając się ją pocieszyć Emma wspomina, że Regina nie jest sama — Titelituremu też się nie powiodło. I o dziwo udaje się jej wywołać na twarzy bohaterki uśmiech — widać cudze nieszczęście może poprawić humor.
Nagle do baru wbiega Henry, który oświadcza matkom (ach, ta dysfunkcyjna rodzinka), że znalazł coś niesamowitego.

Szczęśliwa Regina jest taka ładna!

Wbiegamy wraz z bohaterami poprzedniej sceny do rezydencja Czarnoksiężnika (zaraz, zaraz — Henry szwendał się tam zupełnie sam?!). Henry prowadzi Emmę do ukrytego w korytarzu pomieszczenia (a montaż i muzyka wzmagają napięcie). Pomieszczeniem okazuje się biblioteka pełna książek, które wyglądają identycznie jak Księga Baśni, tyle że są puste. Być może więc Autor i Czarnoksiężnik to jedna i ta sama osoba? Ciekawe też, czy tylko Autor może takie księgi uzupełniać, czy też może każdy byłby w stanie to zrobić. Pytań jest wiele, ale odpowiedzi poznamy dopiero w kolejnej połowie sezonu. Teraz tylko w „Operację Mangusta” zostaje wtajemniczona Emma i, ku przecudownemu zadowoleniu Reginy, bohaterka postanawia do niej dołączyć — zgodnie ze złożoną w premierze sezonu obietnicą.


Królowe Ciemności.
I animowane pierwowzory.

Sześć tygodni później. Titelitury wysiada z autobusu w Nowym Jorku, idzie ulicą i wchodzi do oceanarium. Całość przeplatana jest retrospekcjami, w których Mroczny powraca na Urwisko Demona i znów spotyka się z Cruellą, Urszulą i Diaboliną. Żąda od nich zwrócenia rękawicy, na co jednak kobiety nie chcą się zgodzić. Diabolina mówi, że zawarli umowę, a Mroczny nigdy nie odstępuje od umów. Titelitury jest jednak przygotowany i odpowiada, że to nie była umowa, lecz okup, a jeśli się od Mrocznego cokolwiek wymusza, to jest to z miejsca skazane na porażką i grozi śmiercią. Następnie odbiera rękawicę.
Cruella stara się jeszcze coś ugrać. Twierdzi, że czarne charaktery nigdy nie wygrywają i proponuje współpracę. Titelitury z takiej propozycji nie korzysta — jest przekonany, że jego ta zasada nie dotyczy i że zawsze wygrywa. Samodzielnie. Tym samym żegna się z ironicznie nazwanymi przez siebie „Królowymi Ciemności” (prosty przydomek, ale swój urok ma).

Titelitury w żywiole zawiera kolejny układ.

Okazuje się, że w oceanarium pracuje pozbawiona mocy Urszula (ciekawe, jak tam trafiła…). Bogini mórz ironizuje, gdy podchodzi do niej Titelitury („To tak wygląda człowiek, który zawsze wygrywa?”), ale w końcu Mrocznemu udaje się ją zaintrygować. Mówi, że wreszcie uświadomił sobie, że jednak zasady go dotyczą i wspomina o tajemniczym Autorze (Urszuli bardzo nie podoba się taki pretensjonalny przydomek). Urszula zgadza się na współpracę.
No proszę, a więc Regina nieświadomie podsunęła Titelituremu pomysł i teraz fabuła sezonu będzie zmierzała w stronę rozwiązania tej, dużej przecież, zagadki, która towarzyszyła w sumie od początku serialu. Jestem ciekaw, dokąd to zabierze wszystkich bohaterów.

MANIAK KOŃCZY


A co Wy zauważyliście w tym odcinku i jak Wam się podobał?

Komentarze