Maniak ocenia #263: "Heroes Reborn: Dark Matters"

MANIAK PISZE WSTĘP


Przedwczoraj odbyła się premiera jednego z najbardziej oczekiwanych (a przynajmniej przeze mnie) powracających po latach seriali: „Heroes Reborn”. Zanim jednak recenzja pierwszych wyemitowanych odcinków (jeszcze dziś), to najpierw pozwólcie, że dostaniecie tekst o czymś innym (ale z „Heroes Reborn” związanym), a mianowicie: o krótkim wstępie do serialu, zatytułowanym „Dark Matters”.
„Dark Matters” to seria internetowa, zrealizowana w formie króciutkich sześciu odcinków, które przeznaczone są na smartfony i dostępne za pomocą specjalnej herosowej aplikacji. Krótka forma nie jest dla „Herosów” czymś nowym, bo już podczas emisji pierwszych sezonów podobne seriale internetowe tworzono. Jako ogromny fan nie mogłem sobie oczywiście odpuścić, by także tę mini-produkcję obejrzeć — zwłaszcza, że zżerała mnie ogromna ciekawość. Czy zatem „Dark Matters” spełniło moje oczekiwania?


MANIAK O SCENARIUSZU


Już sam tytuł jest dość intrygujący, a to dlatego, że stanowi niezwykle ciekawą grę słów. Po pierwsze, nawiązuje do tzw. ciemnej materii (ang. dark matter), czyli takiego fizycznego konceptu materii, która miałaby nie emitować ani nie odbijać promieniowania elektromagnetycznego. Bardzo dobrze łączy się to z mocą, jaką obdarzona jest główna bohaterka. Po drugie, „dark matters”, przełożyć można jako „ciemne sprawki”, co z kolei można odnieść do głównej intrygi — i dosłownie i symbolicznie.
Scenariusz wszystkich sześciu odcinków napisał Zach Craley, który pracował przy oryginalnych „Herosach” jako asystent producenta wykonawczego, a także scenarzysta towarzyszących serialowi komiksów. Z Timem Kringiem, twórcą „Herosów”, współpracował także przy bardzo niedocenionym „Touch”.
A o co w „Dark Matters” chodzi? Minął jakiś czas od chwili, w której Claire Bennet ujawniła światu swoje umiejętności. Dziewczyna oczywiście zapoczątkowała lawinę kolejnych takich wyznań, a świat — jak to świat — bardzo się wobec tego wyższego stadium ewolucyjnego człowieka, jaki reprezentują tytułowi herosi, podzielił. Reakcje na strach przed niezrozumiałym, innym są przeróżne — dochodzi nawet do tego, że w niektórych krajach powstają specjalne obozy i getta. „Dark Matters” skupia się zaś na niejakiej Phoebe, która odkrywa w sobie moc manipulowania ciemnością i stopniowo ją opanowuje: od prostych zabaw z cieniami, po całkowite pochłanianie światła. Obok Phoebe jest jeszcze dwójka głównych bohaterów: jej brat, Quentin oraz współlokatorka z akademika, Aly.
Całość zaczyna się dość spokojnie, a historia rozwija się stopniowo. Dopiero z czasem świat przedstawiony zaczyna poszerzać się o nowe elementy, a fabuła zaczyna nabierać tempa. Można liczyć więc na dość sporo zwrotów akcji, które całkiem sensownie skonstruowano. Jest też trochę nawiązań do oryginału, łącznie z nieoczekiwanym powrotem kilku postaci.
To co scenarzyście wyszło jednak najlepiej, to sama kwestia ukazania inności. To coś, co ostatnio w różnego rodzaju dziełach popkultury jest coraz częściej brane na tapet — i słusznie, bo to temat aktualny i ważny. Craley bardzo dobrze rozumie pewne społeczne mechanizmy i znakomicie ukazuje odmienność jako coś, czego ludzie z zewnątrz nie są w stanie zrozumieć, a ten brak zrozumienia przekłada się na konkretne działania. Łatwo dostrzec tu dość jasne aluzje do osób LGBT czy też różnego rodzaju mniejszości. Aluzje te są oczywiście dosłowne i stosunkowo łatwo odczytać tę metaforyczną warstwę opowieści, ale bynajmniej nie jest to wada „Dark Matters”, Mało tego — bardzo ten symboliczny wydźwięk opowieści angażuje widza i każe mu się nad pewnymi kwestiami zastanowić. A to ogromna zaleta każdej historii.

MANIAK O REŻYSERII


Reżyserią „Dark Matters” zajął się Taner Kling, który już wcześniej pracował przy kilku miniseriach internetowych w świecie „Herosów”. tę realizuje w spopularyzowanej pod koniec lat dziewięćdziesiątych przez „Blair Witch Project” konwencji found-footage. Polega to na tym, że całość kręcona jest zwykłą, domową kamerką, a potem zostaje amatorsko (przynajmniej w teorii) zmontowana. I taka konwencja ma przez większość czasu sens i jest fabularnie uzasadniona — dopiero pod koniec wydaje się wymuszona, co dodatkowo potęguje całkiem niezły montaż. Tak czy siak „Dark Matters” jako taka mała domowa produkcja pokroju „Marble Hornets” ma swój urok. Zwłaszcza, że Kling sprawnie wszystko inscenizuje i potrafi widza naprawdę wciągnąć w opowiadaną historię. Nie ma raczej problemu z prowadzeniem ekipy i aktorów i od strony realizacyjnej dopina wszystko na ostatni guzik — pal licho, że ten guzik czasem przydałoby się zostawić odpięty.

MANIAK O AKTORACH


Produkcja opiera się tak właściwie na trójce aktorów (plus tajemniczym czwartym, ale o nim nie będę pisać, żeby nie psuć niespodzianki): Henrym Zebrowskim (Quentin), Aislinn Paul (Phoebe) oraz Grecie Onieogou (Aly). Zebrowski i Paul mają za sobą trochę doświadczenia (ten pierwszy występował np. w „A to Z”, a ta druga w znanym młodzieżowym serialu „Degrass”), natomiast Onieogou dotychczas pojawiała się w malutkich produkcjach. Cała trójka sprawdza się nieźle, ale też nie należy od nich oczekiwać fajerwerków. Wszyscy opierają swoje role na konkretnych wzorcach (Quentin to zakręcony maniak, Phoebe to typowa zagubiona dziewczyna, a Aly to typ sympatycznej koleżanki) i tych wzorców mocno się trzymają. Nie jest to oczywiście podejście złe, ale szkoda, że aktorzy grają jednak bezpieczniej i nie wchodzą w swoje postaci głębiej, w sposób bardziej zniuansowany. Ale znów: ogląda się ich i tak przyjemnie.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Od strony technicznej raczej nie można nic serialowi zarzucić. Zdjęcia kręcone są głównie z ręki i stylizowane na takie z telefonu czy przenośnej kamery. Jest też kilka ujęć z kamer przemysłowych. Zazwyczaj wszystko poprowadzone jest dość płynnie i sensownie, choć, ze względu na obraną konwencję, przydałoby się czasem nadać im trochę więcej surowości, dla utrzymania wrażenia. Wrażenia, które często psuje też montaż — czasem zbyt wprawny.
Od strony charakteryzatorskiej wychodzi całkiem nieźle. Bohaterowie nie są przesadnie odpicowani i wyglądają jak zwykli ludzie. Scenografia również się sprawdza — od ciasnych domowych pomieszczeń, po większe, przemysłowe przestrzenie. Przyzwoite są także efekty specjalne, na które — mimo że czasem coś zgrzytnie — patrzy się bez bólu oczu.

MANIAK OCENIA


„Dark Matters” to intrygujący wstęp do „Heroes Reborn”, z którym zdecydowanie warto się zapoznać przed obejrzeniem serialu. Nawet jeśli realizacyjnie nie zawsze wszystko działa tak, jak powinno.

DOBRY

Komentarze