Maniak ocenia #271: "Penny Dreadful" S02E03

MANIAK NA POCZĄTEK


W pierwszym sezonie „Penny Dreadful” jednym z najlepszych odcinków był ten, który opowiadał o przeszłości Vanessy Ives. Przeszłości niezwykle skomplikowanej i złożonej, ale też niepozbawionej pewnych luk.
Na szczęście w sezonie drugim na odcinek vanessocentryczny nie trzeba było czekać szczególnie długo. Kolejne szczegóły życia panny Ives sprzed zawiązania nieustraszonej drużyny sir Malcolma Murraya poznajemy bowiem już w trzeciej odsłonie, a Logan wykorzystuje ją nie tylko po to, by wypełnić luki w życiorysie bohaterki, ale też połączyć jej przeszłość z głównym motywem drugiego sezonu. To jednak nie jedyny atut odcinka. Scenarzysta podejmuje w nim również arcyciekawe problemy społeczne i historyczne (choć nie do końca trafia w odpowiedni okres). Jak to się ogląda?

MANIAK O SCENARIUSZU


Tytuł odcinka to „The Nightcomers”, czyli „Nocne przybyszki”. Sugeruje on zagłębienie się w mitologię dotyczącą nowych antagonistek w serialu, czyli czarownic. Ale o tym za chwilę.
Fabuła ma dość prostą strukturę. W teraźniejszości Vanessa opowiada Ethanowi o tym, jak przed laty postanowiła odwiedzić tajemniczą kobietę zamieszkującą wrzosowisko Ballentree, by dowiedzieć się od niej więcej na swój temat. I tu następują długie retrospekcje.
Na pierwszy plan odcinka wysunięta jest w nich ewolucja bohaterki. Kobieta staje się — z wystraszonej i zagubionej — dojrzalszą i mądrzejszą. Dowiadujemy się między innymi w jaki sposób posiadła wiedzę, którą dzieliła się z bohaterami w pierwszym sezonie, a także poznajemy więcej szczegółów na temat ciążącej na niej klątwy. To z kolei pozwala Loganowi naszkicować genezę sytuacji, w której bohaterka znajduje się obecnie. I trzeba powiedzieć, że scenarzysta czyni to niezwykle zgrabnie.
Swoje miejsce w tej historii ma jeszcze jedna, zupełnie nowa postać, zwana w języku angielskim „cutwife” (to gra słów od „cut” — „wycinać” i „midwife” — „akuszerka”, „położna”; niezgrabnie można by ją pewnie przełożyć na „dekuszerkę” czy „rozłożną”). Pełni ona rolę pewnego rodzaju mentorki Vanessy. Ponadto, dowiadujemy się dzięki niej, w jaki sposób czarownice pojawiły się w świecie „Penny Dreadful” i jakie mają — z grubsza — cele. Pomysły Logana okazują się całkiem interesujące i oryginalne, ale w całej historii urzeka coś jeszcze. Mianowicie: scenarzysta nawiązuje do rzeczywistych, historycznych powodów, dla których urządzano polowania na czarownice. I choć osadza to wszystko w nie do końca właściwym okresie (w XIX w. nie odbyła się w Europie żadna egzekucja z oskarżenia o czarownictwo), to można na to przymknąć oko — w końcu to serial z elementami fantastycznymi, który niekoniecznie mierzy w stuprocentową wierność historii. Liczy się jednak feministyczny wydźwięk i podkreślenie, że często kobiety oskarżone o czary, były po prostu znachorkami, które oferowały ludziom z biedniejszych warstw społeczeństwa usługi ziołolecznictwa, czy też — co szczególnie wzbudzało sprzeciw — aborcji. Bardzo się cieszę, że Logan wyraźnie oddziela te czarownice fikcyjne, rzeczywiście działające w imię diabła i te bliższe czarownicom rzeczywistym, bo rzadko się to w popkulturze zdarza.
To nie jedyny zresztą problem poruszony w „The Nightcomers”, bo scenarzysta przemyca też pewne przemyślenia dotyczące zgubnego fanatyzmu, wykorzystywania wiary do niewłaściwych celów oraz hipokryzji. Jego wnioski zdają się szczególnie trafionym komentarzem dzisiejszych czasów, a siła przekazu tkwi w tym, że scenarzysta pozostawia widzowi pewne pole na własne przemyślenia.

MANIAK O REŻYSERII


Za reżyserię odpowiada tym razem Irlandczyk, Brian Kirk. Pracuje on głównie przy produkcjach telewizyjnych i ma na koncie między innymi odcinki „Dextera” czy „Dynastii Tudorów”.
Od razu rzuca się w oczy, że „The Nightcomers” to stylistycznie zupełnie inny odcinek niż te, które przygotowywał Hawes. Przede wszystkim zauważyć można inne rozłożenie środków wyrazu i ich szerszy dobór. Kirk nie buduje więc atmosfery stopniowym zwiększaniem tempa, ale eksperymentuje: czasem raczy widza powtarzalnymi, różniącymi się szczegółami ujęciami, którymi szafuje jak na pokazie slajdów; czasem atakuje szybko zmieniającymi się kadrami; czasem zaś się zatrzymuje, podkreślając w ten sposób pewien niepokój. Zresztą — nie tylko niepokój, ale całą gamę innych emocji, o które zresztą w „The Nightcomers” chodzi. Jednak nie byłoby tych emocji, gdyby oczywiście nie umiejętne pokierowanie aktorami.

MANIAK O AKTORACH


Tym razem liczba aktorów w ważniejszych rolach nieco się zmniejsza. Prym znów wiedzie oczywiście cudowna Eva Green, która kapitalnie ukazuje powolny proces dojrzewania Vanessy i jej godzenie się ze swym losem. Jest naprawdę znakomita. A skoro tak, to znakomita musi być też jej partnerka. W rolę cutwife wciela zatem bardzo dobra aktorka broadwayowa, laureatka kilku nagród Tony, Patti LuPone.
LuPone tworzy fantastyczną, niezwykle złożoną kreację. To wprawdzie gościnny, jednorazowy występ (choć LuPone pojawi się ponownie w trzecim sezonie, tym razem jako inna postać), ale niezwykle wyrazisty i zapadający w pamięć. Aktorka buduje postać bardzo skrupulatnie, dbając o każdy szczegół: manieryzmy czy wzorce zachowania.
Drugiego sezonu oczywiście nie byłoby bez Helen McCrory — jak zwykle demonicznej jako Evelyn Poole. McCrory jest niesamowita, bo potrafi minimalnymi środkami wzbudzić ogromny niepokój; jednym małym uśmiechem wywołać strach.
No i jest też świetna rola Ronana Viberta („Jonathan Strange & Mr Norrell”, „Dracula: Historia nieznana”, „Pianista”), który pojawia się jako budzący antypatię sir Geoffrey Hawkes. Takiego nieprzyjemnego, tchórzliwego w gruncie rzeczy typa, Vibert portretuje doskonale.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Technicznie nadal „Penny Dreadful” stoi na wysokim poziomie. Świetnie prowadzona kamera i gama rozmaitych, profesjonalnie zrealizowanych ujęć w połączeniu z różnorodnym montażem działają na widza bardzo skutecznie. Wyobraźnię pobudzają piękne stroje (zarówno te wymyślniejsze, noszone przez Hawkesa czy Poole, jak i te proste, np. cutwife) oraz wspaniała scenografia (bardzo ładne plenery i przygotowane z najwyższą skrupulatnością wnętrza). Znalazło się też sporo praktycznych efektów specjalnych, których użycie — zamiast tych komputerowych — mocno cieszy. No i jest też osoba, która nadaje temu wszystkiemu taki liryczny rys: Abel Korzeniowski. Jego muzyka jest nieodłączną częścią wyjątkowej atmosfery serialu.

MANIAK OCENIA


„The Nightcomers” to jeden z najlepszych do tej pory odcinków „Penny Dreadful” — czyżby tworzyła się zasada: vanessocentryczny = wspaniały? Nie mam nic przeciwko.


DOBRY

Komentarze